Pamiętam, jak dotykając ustami mojego czoła mówił, że kiedy kochamy drugą osobę powinniśmy być przy niej. Nie przez uzależnienie, niedostatek i niedobór. Ale dobrze jest dostarczać obecność ciałem,
Najczęściej nadużywanym zwrotem jest "kocham Cię". Wiekszość z nas tak naprawdę nie wie, czym jest miłość. Bardzo często mylimy ją z pożądaniem i omamieni naturalnymi instynktami, uważamy, że kogoś kochamy. Uczucie miłości nie dotyczy wyglądu, grubości portfela, czy ilości lajków w social media.
O ile więc dla czysto uczuciowej miłości znamienna jest owa idealizacja (była o niej mowa w analizie psychologicznej) - uczuciowość niejako sama stwarza różne wartości i wyposaża nimi osobę, do której się zwraca - to dojrzała wewnętrznym aktem wyboru miłość osoby; skupiona na wartości samej osoby, sprawia, że kochamy
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ ks. jana twardowskiego '' kiedy mówisz'' Jaką wskazówkę wyrażają słowa poety :zapomnij że jestes gdy mówisz …
Zawsze chciałem zostać marynarzem. Od dziecka marzyłem o tym. Wszystko zaczęło się od książki, którą bardzo lubiłem. Opisywała ona pirata w granatowej koszuli w paski. Miał wysokie, zielone buty oraz czarne spodnie. Miał groźna twarz, na której nosił opaskę na oko i czapkę. Bardzo chciałbym zostać piratem! :) mam nadzieję
Perswazja i manipulacja to dwa zjawiska, które nie zawsze łatwo odczytać. Zarówno z jednym, jak i drugim mamy do czynienia na co dzień i chętnie wykorzystujemy je w biznesie. I perswazja, i manipulacja mają na celu wywarcie wpływu na drugą osobę, jednak innymi metodami. Dowiedz się czym jest perswazja, a czym manipulacja i jak je
Może ona mieć różne barwy i natężenia. Inaczej kochamy małżonka, dzieci, przyjaciół, ludzi, z którymi wiążą nas więzy emocjonalne, inaczej człowieka z ulicy, który prosi o pomoc, a jeszcze inaczej wrogów, osoby niesympatyczne i nieprzyjazne, czy siebie samych. Niemniej mamy jedno serce i nim kochamy siebie, innych i Boga.
dcf8S. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2016-11-15 14:05:22 podobno_zuzanna Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-13 Posty: 125 Temat: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?Ostatnio pomyślałam, że to chyba najzdrowsze podejście, postawa, jeśli nie chce się cierpieć po rozstaniu, które może zdarzyć się w każdej chwili. Ludzie to egoiści (nie w znaczeniu: istoty nieempatyczne, niewrażliwe, samolubne itd., mam tu na myśli naturalny egoizm - nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy), każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób? 2 Odpowiedź przez Amethis 2016-11-15 15:27:14 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-11-15 15:30:43) Amethis Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-12 Posty: 2,997 Wiek: ... tu i teraz ... Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a:Ostatnio pomyślałam, że to chyba najzdrowsze podejście, postawa, jeśli nie chce się cierpieć po rozstaniu, które może zdarzyć się w każdej chwili. Ludzie to egoiści (nie w znaczeniu: istoty nieempatyczne, niewrażliwe, samolubne itd., mam tu na myśli naturalny egoizm - nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy), każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?jednym z prostszych :d rozwiązańjest "żyć i być" tak jakby to miał być ostatni "dzień"jaka byś nie była, nie unikniesz cierpienia, bólu, emocjinie ma co sobie kręcić nie potrzebnych, z nadmiaru jak i totalnego braku zawsze człowiek "głupieje"zawsze jakaś forma przywiązania musi być, bo inaczej jaki sens?? gorzej gdy to do ubezwłasnowolnienia prowadzimoże w tym kontekście "Wędrowcze, droga przepadła; trzeba ją idąc, odkrywać""Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz" 3 Odpowiedź przez Makigigi 2016-11-15 15:41:50 Ostatnio edytowany przez Makigigi (2016-11-15 15:42:51) Makigigi Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-05-04 Posty: 1,199 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?Moim zdaniem nie można kochać bez przywiązania. Wejście w związek zawsze wiąże się z ryzykiem zranienia. Warto chyba mieć na uwadze, że związki mają swoją dynamikę i często nie są na całe życie. Z taką świadomością można kochać, być przywiązanym, ale jednocześnie wiedzieć, że oboje jesteśmy wolni a miłość nie jest dana raz na zawsze. Jesteśmy ze sobą, bo jest nam razem dobrze i razem się staramy podtrzymać naszą miłość. Jeśli to się nie uda - takie jest też, że ktoś zaborczy i zazdrosny sam z siebie się nie zmieni. Z resztą zaborczość często wynika z lęku przed porzuceniem i potrzebą kontrolowania drugiej osoby. To w ogóle nie jest dobra podstawa związku. Lepsze jest pogodzenie się z faktem, że ktoś może mnie porzucić i jednocześnie zaufanie, że ten ktoś mnie kocha i nie zrani celowo. Bo pod zaborczością i nadmierną zazdrością kryje się przekonanie, że druga strona nie kocha, że nie może zasługuję na miłość, ale mogę ją wymusić. 4 Odpowiedź przez Excop 2016-11-15 15:48:56 Ostatnio edytowany przez Excop (2016-11-15 17:48:07) Excop Przyjaciel Netkobiet Nieaktywny Zawód: emeryt MSW Zarejestrowany: 2014-07-10 Posty: 10,619 Wiek: 55 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Strach przed przyszłością w "przygniecionych kapciach", której może ewentualny partner nie podzielać, to naturalna rzecz. Każdego to czeka. Nawet tego, który tego nie chce. Takiej właśnie przyszłości. Prędzej, czy danej osoby zależy, czy te kapcie polubi, czy zdecyduje się udawać, że na codzień wygodniej jej w dwudziestocentymetrowych szpilkach i obcisłej sukni wieczorowej, bądź jemu w lakierowanych pantoflach i smokingu. Myślę, że zdecydowana większość żywi takie obawy, bo przeszłość dała im podstawy, by tak patrzeć w przyszłość. facet po przejściach 5 Odpowiedź przez cslady 2016-11-15 16:07:33 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a: A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?Nie wiem czy to się liczy, ale byłam bardzo zaborczą osobą dopóki nie poszłam na studia i nie zaczęłam nad sobą pracować. Zaborczość nie jest czymś wrodzonym, tylko jest nawykiem. Nawyki można zmieniać i wypracowywać nowe, ale trzeba tego chcieć. Moim zdaniem nie da się kogoś kochać i jednocześnie nie być do niego przywiązanym. Choć to na pewno zależy jak rozumiesz słowo "przywiązanie", bo dla mnie ono nie oznacza wcale toksycznej zaborczości i uwieszenia się na ludzie to istoty egoistyczne, ale jednocześnie rozumne - mogą panować nad swoim egoizmem, jeśli tego chcą. Myślę, że rzeczywiście niewiele osób będzie chciało tkwić w związku, w którym źle się dzieje. I nie ma w tym nic dziwnego ani niewłaściwego. To zdrowe podejście. Tylko rozsądny i kochający człowiek zanim podejmie tę ostateczną decyzję, będzie chciał pracować nad związkiem. Niestety nie zawsze się to udaje, bo do tanga trzeba dwojga. Nie wierzę w coś takiego jak naturalne znudzenie się i wygaśnięcie miłości. Miłość wygasa wtedy, gdy się nie staramy, gdy nie ma wypracowanego prawdziwego zrozumienia i prawdziwej bliskości. Na to wszystko mamy wpływ. To mało? Jednak często lubimy myśleć, że niektóre rzeczy są poza naszą kontrolą, bo staramy się po swojemu, a nie tak, jak trzeba. Projektujemy na partnera własne chcenia, zamiast empatycznie i szczerze wczuć się w jego sytuację i zastanowić się nad tym, czego on chce. Osobiście nie boję się zdrowego zaangażowania i nie potrzebuję żadnej ochrony od rozczarowań. Nie wierzę w to, że mój mąż może z dnia na dzień zakochać się w innej, bo musiałby sobie na to pozwolić. To się nie dzieje jakimś magicznym sposobem, musi być gotowość i otwartość na zakochanie się. A co do stoickiej akceptacji, że wszystko może się skończyć, to odczuwam ją. Chociaż jesteśmy małżeństwem, to mój partner jest wolnym człowiekiem i ani mi się śni, by kiedykolwiek zatrzymywać go siłą. Oczekuję od niego jedynie tego, by był szczery co do swoich uczuć i by zawalczył zanim się podda. Jeśli kiedyś odejdzie, to na pewno mocno to przeżyję, ale to nie będzie dla mnie koniec świata. Jestem mu wdzięczna za wszystkie lata, kiedy jestem z nim szczęśliwa, więc jak mogłabym po tym wszystkim chcieć, by był ze mną, chociaż byłby nieszczęśliwy? Tak się nie da. "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 6 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-15 20:07:02 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? W zasadzie mogłabym podpisać się pod całym postem Cslady, oczywiście z wyłączeniem fragmentów dotyczących osobistej sytuacji. Zaborczość i zazdrość nie wynika z natury, a raczej z braku wiary w siebie i niskiego poczucia własnej wartości, dlatego to nad nią warto popracować w pierwszej kolejności. Zazdrość uzasadniona jest wyłącznie w takim przypadku, kiedy partner daje nam podstawy do nieufności, w przeciwnym razie zamiast dążyć do wspomnianej 'letniości' uczuć, to w sobie powinniśmy zacząć szukać kolei zdrowa miłość nie jest samolubna ani egoistyczna, co jednak - przynajmniej w moim odczuciu - nie wyklucza wzajemnych oczekiwań i sukcesywnej realizacji własnych potrzeb. Człowiek, który do tego dojrzeje ani nie będzie obawiał się końca związku, ani nie będzie odczuwał potrzeby kontroli nad partnerem. Osobiście nie wyobrażam sobie takiego świadomego tonowania uczuć, jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie, aby z góry zakładać rozstanie i profilaktycznie się do niego przygotowywać. Jeśli na początku dwoje ludzi połączy szczere uczucie, o które oboje będą chcieli dbać, a konflikty będą potrafili rozwiązywać w sposób konstruktywny, to nie należy obawiać się, że coś się nagle i bez wyraźnej przyczyny skończy. Natomiast zakładanie potencjalnego rozstania może zadziałać jak samospełniające się proroctwo, co niestety zdarza mi się widywać. Ktoś, kto w sposób nieracjonalny boi się rozstania, w obawie przed zranieniem nie angażuje się wystarczająco mocno, z kolei partner zwykle to wyczuwa, traktując jak sygnał ostrzegawczyn i również nie angażuje się tak, jak zrobiłby to w innej sytuacji - w ten sposób błędne koło się zamyka. cslady napisał/a:Oczekuję od niego jedynie tego, by był szczery co do swoich uczuć i by zawalczył zanim się podobnie. Szczerość ponad wszystko, a związek z przymusu, kiedy druga strona poddaje się bez walki, co dla mnie znaczy, że przestała widzieć w tym jakikolwiek sens - nie satysfakcjonuje mnie. W takiej sytuacji lepiej się rozstać niż być ze sobą wyłącznie z rozsądku (bo dzieci, kredyty, strach przed samotnością) i na siłę. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 7 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-15 20:35:53 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Dla mnie pytanie jest nieprecyzyjne? Czymże jest ten dystans między letniością a zbytnim zaangażowaniem? Jeśli zbytnie zaangażowanie to zaborczość - to uważam, że nabranie dystansu jest krokiem we właściwym jeśli ten dystans to ma być jakiś emocjonalny chłód, podejście do związku na zasadzie "w sumie to mi nie zależy" - to po co komu taki związek?Moje podejście do tematu jest bardzo bliskie temu, co napisały Olinka i Cslady. Jestem pewna dwóch kwestii - związek nie daje mi "prawa własności" do mojego faceta, a mój facet nie potrzebuje mnie do życia i ja jego też (jak skończyłby się nasz związek, nie skończyłoby się nasze życie, bo ono opiera się jeszcze na wielu innych filarach). Dlatego rozstanie jest możliwe. Zdaję sobie z tego sprawę i to mnie motywuje, by dbać o swój związek, wsłuchiwać się w swojego faceta i w siebie, dążyć do zrozumienia naszych potrzeb - bo, jak zostało już zauważone, na rozstanie w pewnym sensie "trzeba sobie pozwolić", dobre związki nie rozpadają się od tak, najpierw stają się złymi nie zamierzam się na wszelki wypadek emocjonalnie "tonować", żeby później mniej bolało - dla mnie ten ból to jest po prostu ryzyko wpisane w związek, sprzedarz wiązana, że tak powiem. Póki nie spotkałam człowieka, który był w mojej opinii wart tego ryzyka, to po prostu nie byłam w związku. A teraz po prostu uważam, że jeśli cierpienie po ewentualnym rozstaniu miałoby być "zapłatą" za to, co obecnie daje mi ten związek, to godzę się na taką cenę. Gdybym próbowała "nie angażować się za bardzo", to nie doświadczyłabym nawet ćwiartki tych wszystkich pięknych spraw, które są częścią dobrego związku - bo do tego jest potrzebna emocjonalna otwartość. Już wolę całe dobro i cały ewentualny ból niż blady cień tego co dobre, w zamian za blady cień tego, co może być złe. 8 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-11-15 21:02:24 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,016 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Zacznę od tytułu."Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?" Hm... . W świecie o nazwie UTOPIA - być napisał/a:(...) nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy (...)Dobrze byłoby, gdyby tak było. Jednak jest sporo związków, dowody są opisane przez liczne osoby na forum, które trwają mimo (a może dlatego) że przynajmniej jedna osoba jest w nim nieszczęśliwa.(...) każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. (...)To prawda. I zupełnie nie zwracasz uwagi na to, że i 'my' możemy opuścić drugą osobę.(...) Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? (...)Praca nad sobą, efektem której jest przytomność, czyni cuda.(...) Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?Może. Gdy uświadomi sobie i uwierzy (wreszcie!), że jest wartościową osobą, uzna, że nie musi mieć do życia żadnej podpórki, że nie musi trzymać drugiej osoby na smyczy/w klatce. Bo przecież zaborczość i zazdrość to objawy braku zaufania, u podłoża którego leży kiepskie (by nie napisać 'zerowe') poczucie wartości. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 9 Odpowiedź przez Monoceros 2016-11-15 21:19:57 Monoceros Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-13 Posty: 3,146 Wiek: XXX Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Jestem z kimś dlatego, że tę osobę wybieram w wolny sposób, bez przymusu, bez nacisków. Nie dlatego, że jej potrzebuję do osiągnięcia jakichś celów. Mam wtedy szansę, że zostanę w podobny sposób wybrany przez mojego partnera. Wielu ludzi nie wierzy, że mają wystarczająco atrakcyjne cechy, aby tak być wybranymi. Stąd w związkach tyle lęku i napięcia, które powodują, że ludzie usiłują przedstawić się jako inni, niż są, próbują rozpaczliwie zaimponować otoczeniu. Stają się przez to sztuczni, pozbawieni indywidualności. Boją się zaistnieć w niepowtarzalny sposób. W przekazie społecznym i kulturowym wolność często stawia się w opozycji do idei związku. Uważa się, że jest dla niego zagrożeniem. Mówi się, że podstawową sprawą, która ma łączyć ludzi, jest budowanie poczucia bezpieczeństwa, wzajemna opieka, zapewnianie nadszarpniętego w dzieciństwie poczucia wartości. Celem związku nie jest jednak zwiększanie naszego poczucia wartości. Jeśli nie mamy go w momencie zawierania umowy na bycie ze sobą, można je odbudowywać w trakcie psychoterapii. Poczucie wartości to stan, który powstaje bardzo wcześnie w relacjach z ważnymi ludźmi, najczęściej z partner nie może być naszym psychoterapeutą ani rodzicem. Może być nam miło i sympatycznie, możemy być dumni z tego, że ta właśnie osoba nas wybrała, ale jeżeli ludzie dobierają się dlatego, że spodziewają się, iż ta druga strona dostarczy im tych wszystkich uczuć i zaspokoi potrzeby, których nigdy nie dostali w życiu, to taki związek przeważnie kończy się artykuły z gazety, tytuł "Gdy ludzie dobrze ze sobą żyją, naczynia same się zmywają" - mi się, że zaborczość bierze się ze strachu przed samotnością i z niskiego poczucia własnej wartości. Jeśli nie lubię siebie, uważam siebie za nieatrakcyjną, niefajną osobę, to jak inni mają mnie lubić czy kochać? Ja sam_a nie umiem ze sobą wytrzymać! A gdy w końcu znajdzie się ktoś, kto zechce przebić się przez tę mgłę autoniechęci, to osoba zaborcza zaczyna się bać - że odejdzie, że zostawi, że zdradzi, że kogoś będzie lubić bardziej niż mnie, że będzie się z kimś lepiej bawić ode mnie, w końcu się znudzi ITD. Dlatego zrobię wszystko, żeby temu zapobiec - będę osaczać, zabraniać kontaktów z innymi znajomymi, będę się poświęcać, urodzę dziecko, zbuduję dom, wszystko oddam - byle żeby mnie nie zostawił_a! If you can be anything, be kind. 10 Odpowiedź przez Amethis 2016-11-15 21:59:57 Amethis Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-12 Posty: 2,997 Wiek: ... tu i teraz ... Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Toksyczna miłość w związku ma miejsce, zawsze tam gdzie jest relacja inna niż "dorosły-dorosly"Wszelkie kombinacje "dziecko-rodzic", "dziecko-dziecko", "rodzic-rodzic"Skazane są na "porażkę", kwestia też kto jakie "korzyści" z tych stanów zyskujeUżywam tych określeń w kontekście postaw, stanów emocjonalnych itd itpJeśli przywiązanie to np. wspólny kredyt, lęk przed samotnością ...To jest to sytuacja "jak pies na łańcuchu przywiązany do budy"Realia dowodzą ze i tak żyć można, nawet z "podkulonym ogonem, ochlapami w misce" w wierności, przywiązaniuSzczęśliwi rzekomo Ci którym "zerwał się łańcuch" "Wędrowcze, droga przepadła; trzeba ją idąc, odkrywać""Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz" 11 Odpowiedź przez _v_ 2016-11-16 11:14:14 _v_ Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-06-05 Posty: 6,036 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? dziewczyny (chłopaku) bardzo fajnie piszeciepodpisuję się pod tym wszystkimi kończynamiżałuję, że nie mam czasu, żeby wysmażyć dłuższego postawkleję tylko cytat ze stronki, którąś ktoś niedawno tutaj polecał, czyli: osób ma skłonność do przeciwstawiania relacji zbyt ciasnych i dusznych, zamkniętych i odizolowanych, o charakterze wzajemnego uzależnienia takim związkom, w których panuje dystans i chłód, podtrzymywany przez lęk przed zależnością i bliskością. Tymczasem przeciwieństwem nałogowej miłości jest zdrowa miłość, a nie inny rodzaj jej chorobliwej postaci. Na czym jednak ta zdrowa miłość miałaby polegać?Nie będzie to chyba zbyt odkrywcze, jeśli powiem, że na otwartości i autonomii. Oparty na niej związek charakteryzowałby się – odnajduję się tu w tradycji Ericha Fromma – integralnością i niezależnością każdego z partnerów, dążeniem do rozwoju i wzbogacania swego życia oraz pragnieniem tego samego dla drugiej osoby. To, co pomnaża jej doświadczenia, jest przyjmowane z radością i dlatego, że to dla jej dobra, i dlatego, że dzięki temu ona staję się bardziej atrakcyjną towarzyszką życia. Co więcej, ktoś, kto czuje się zintegrowany wewnętrznie, może zaakceptować też takie doświadczenia, które – przyczyniając się do rozwoju partnera – powodują jego oddalenie. W uzależnionych związkach już samo wyobrażenie o tym wywoływałoby partnerzy są gotowi przyglądać się swemu związkowi i poddawać go refleksji, to koncepcja uzależnienia może być narzędziem do uzyskania większej świadomości, aby móc powstrzymać rozwój zaczątków uzależnienia, obecnych w relacjach, i rozbudowywać elementy konstruktywne. Aby więc przede wszystkim – co jest dla zdrowej relacji kluczowe – w poszanowaniu swojej odrębności nie rezygnować z wcześniejszych zainteresowań i kontaktów z ludźmi, włączając je do związku jeśli to możliwe, a zarazem zachowując czas i uczucia na kontynuowanie tych zajęć i przyjaźni, w których nie będzie uczestniczyć druga nienałogowym, zdrowym związku partnerzy nie są wobec siebie zachłanni, ponieważ każde z nich – zanim zaczęli być razem – posiadało autonomię i równowagę wewnętrzną. Dlatego potrafią akceptować potrzebę prywatności, odmienne punkty widzenia i różne gusty, zdając sobie sprawę, że wymuszanie wzajemnych zobowiązań czy deklaracji do niczego nie prowadzi. Nie jest im duszno, bo nieustannie wpuszczają do swego związku świeże powietrze. Bycie razem jest dla nich szansą rozwoju. Chcą więcej rozumieć ze swojej więzi, z siebie i z partnera, dlatego dzielą się przeżyciami i stale chcą odkrywać nowe aspekty tego, co ich łączy. To pogłębia i wzmacnia ich relację. Bo – jak napisał Erich Fromm w książce „O sztuce miłości” – dzięki niej „człowiek przezwycięża uczucia izolacji i osamotnienia, pozostając przy tym sobą, zachowując swoją integralność. W miłości urzeczywistnia się paradoks, że dwie istoty stają się jedną, pozostając mimo to dwiema istotami.” 12 Odpowiedź przez Excop 2016-11-16 14:15:32 Excop Przyjaciel Netkobiet Nieaktywny Zawód: emeryt MSW Zarejestrowany: 2014-07-10 Posty: 10,619 Wiek: 55 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Opisywane sytuacje lub pewne założenia określające związek polegający na odwróceniu pierwotnych postaw prezentowanych wobec partnera (?), to rzeczywiście stany "zarezerwowane" dla osób nie tyle niedojrzałych, co mało zaś kosztuje, niestety. facet po przejściach 13 Odpowiedź przez podobno_zuzanna 2016-11-16 20:21:48 podobno_zuzanna Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-13 Posty: 125 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? cslady napisał/a:Nie wierzę w coś takiego jak naturalne znudzenie się i wygaśnięcie miłościTutaj chyba powinno pojawić się pytanie, czym jest miłość, po jakim czasie się pojawia. Znam kilka historii, w których faceci (bo tak się złożyło, że zawsze to byli faceci) rozstawali się ze swoimi partnerkami po roku, 2 latach, trzech. Bo uświadamiali sobie, że to jednak nie to, że to była fascynacja, zaintrygowanie drugim człowiekiem, chemia, świetne spędzanie wspólnego czasu, wspaniały seks, ale jednak nie miłość. Rozumiem to, pewnie tak może się zdarzyć, ale rozumiem też ból i rozgoryczenie tych kobiet, które w jakimś sensie poczuły się oszukane... niech to będzie nawet roczny związek - po roku świetnego bycia razem, facet oświadcza nagle, że uwielbia Cię, świetne się z tobą dogaduje, ale nie jest w stanie cię pokochać. Dwa razy byłam w takiej sytuacji, znam też kilka takich historii. Jednak negatywne doświadczenia (zarówno własne jak i bliskich przyjaciół) ustawiają nam myślenie o świecie. Trudno wtedy nie tonować uczuć i nie przygotowywać się psychicznie na możliwość nagłego rozstania w każdej chwili. 14 Odpowiedź przez cslady 2016-11-16 20:46:47 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a:Tutaj chyba powinno pojawić się pytanie, czym jest miłość, po jakim czasie się pojawia. Znam kilka historii, w których faceci (bo tak się złożyło, że zawsze to byli faceci) rozstawali się ze swoimi partnerkami po roku, 2 latach, trzech. Bo uświadamiali sobie, że to jednak nie to, że to była fascynacja, zaintrygowanie drugim człowiekiem, chemia, świetne spędzanie wspólnego czasu, wspaniały seks, ale jednak nie miłość. Rozumiem to, pewnie tak może się zdarzyć, ale rozumiem też ból i rozgoryczenie tych kobiet, które w jakimś sensie poczuły się oszukane... niech to będzie nawet roczny związek - po roku świetnego bycia razem, facet oświadcza nagle, że uwielbia Cię, świetne się z tobą dogaduje, ale nie jest w stanie cię pokochać. Dwa razy byłam w takiej sytuacji, znam też kilka takich historii. Jednak negatywne doświadczenia (zarówno własne jak i bliskich przyjaciół) ustawiają nam myślenie o świecie. Trudno wtedy nie tonować uczuć i nie przygotowywać się psychicznie na możliwość nagłego rozstania w każdej okres 2-3 lat to według mnie bardziej faza zauroczenia i intensywnego poznawania się. Nie neguję tego, że ktoś może kochać i po miesiącu, ale chodzi mi o dojrzałość uczucia. Dojrzewania nie da się przyspieszyć, ono wymaga czasu. Też byłoby mi przykro po takim zerwaniu i musiałabym je odchorować, ale czy czułabym się oszukana? Przecież na tamtą chwilę, gdy facet wypowiadał dane słowa, naprawdę tak uważał. Tyle że później seksualna fascynacja minęła, hormony nieco opadły i okazało się, że niczego więcej nie ma. Zresztą ludzie (nie tylko faceci) mają tendencję do mylenia w pierwszym okresie znajomości słów "kocham Cię" ze słowami "kocham seks z Tobą". Mam świadomość działania tych mechanizmów i dlatego nie byłabym ani zaskoczona, ani oszukana. Ot, byłoby mi przykro, że nic więcej się nie rozwinęło, ale przecież to nie byłaby niczyja wina, że miłości jednak nie ma. Można wybrać "tonowanie" uczuć, czyli zamykanie się w sobie w obawie przez skrzywdzeniem, a można spojrzeć na to pozytywnie. Uważam tak jak Ruda102, że sto razy lepiej przeżyć coś intensywnego, nawet jeśli potem zapłaci się za to jakąś cenę, niż gdyby całe życie miało mieć wyblakłe kolory. Zachowawcze życie to nie jest życie szczęśliwe. Nie można po prostu cieszyć się, że w danej chwili jest nam fajnie z daną osobą i dać sobie czas na poznawanie się? Moje koleżanki same się nakręcały i po 6-10 miesiącach widziały się już w białej kiecce z tym konkretnym facetem. W myślach już poukładały sobie z nim życie i zapewne ignorowały wszelkie sygnały przemawiające za tym, że to tylko ognisty seks, a prawdziwej bliskości tam nie ma. Wolały snuć sobie wyobrażenia niż ocenić realnie, czy naprawdę dobrze im ze sobą poza łóżkiem. Jeśli po zerwaniu poczuły się oszukane, to pytanie: przez kogo oszukane? Chyba bardziej przez siebie same, bo zaprojektowały sobie całą przyszłość, chociaż nie było ku temu podstaw. Jestem ogromną fanką życia teraźniejszością. Nadmierne wybieganie w przyszłość i podsycanie własnych oczekiwań jest tak samo szkodliwe jak życie przeszłością i rozdrapywanie starych ran. A przecież drugi człowiek tak naprawdę nie jest nam nic winny, a już na pewno nie jest winny tego, by być odpowiedzialnym za nasze szczęście aż do grobowej deski. Samemu trzeba być odpowiedzialnym za własne szczęście, wtedy dużo łatwiej będzie pozbierać się po rozstaniu. "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 15 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-16 20:56:42 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Podpiszę się obiema rękoma pod postem siebie dodam tylko, że wyobrażenia i plany jako takie nie są złe. Uważam wręcz, że podstawą dobrego związku z przyszłością jest właśnie rozmawianie o swoich wyobrażeniach dotyczących wspólnego życia i robienie najpierw drobnych, później coraz poważniejszych wspólnych planów - bez tego nie wyobrażam sobie realnej oceny, czy dwójce ludzi naprawdę jest ze sobą po drodze, czy w żyją obok siebie a nie ze że kluczem jest po prostu trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość, właśnie to, jak jest tu i teraz, a nie jak by się chciało, żeby było. Jeśli się drugiej strony słucha, a nie słyszy co się chce, to można zauważyć, w którą stronę związek zmierza. Plany i marzenia są moim zdaniem ok. tak długo, jak umie się własne chciejstwo odróżnić od tego, co druga strona realnie oferuje. Bo fakt, wiele osób (nie tylko kobiet) ma tendencję do tego, że jak dostają jeden palec, to we własnej głowie już są właścicielami całej ręki i przynajmniej połowy nogi, choć nie ma ku temu żadnych podstaw. 16 Odpowiedź przez cslady 2016-11-16 21:31:34 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? ruda102 napisał/a:Od siebie dodam tylko, że wyobrażenia i plany jako takie nie są złe. Uważam wręcz, że podstawą dobrego związku z przyszłością jest właśnie rozmawianie o swoich wyobrażeniach dotyczących wspólnego życia i robienie najpierw drobnych, później coraz poważniejszych wspólnych planów - bez tego nie wyobrażam sobie realnej oceny, czy dwójce ludzi naprawdę jest ze sobą po drodze, czy w żyją obok siebie a nie ze sobą..Z tym planowaniem to się zgadzam, bo planowanie to nie jest gdybanie i marzenie na jawie, ale konkrety. Mnie bardziej chodziło o takie typowe fantazjowanie i myślenie, jak cudowne będzie życie z danym facetem, gdy będzie już ślub i dzieci - to myślenie typowo życzeniowe. Planowanie natomiast powinno prowadzić do konkretów, bo inaczej jest sztuką dla tak jak wspomniałaś, to musi być wspólne planowanie oparte na rozmowach. Jednak na początku związku (1-2 lata stażu) nie brałabym też do końca poważnie jakichś wielkich deklaracji i nie rozliczałabym faceta z każdego danego mi słowa i ułożonego wspólnie planu. Np. w moim przypadku już na pierwszej randce usłyszałam od faceta, że będę jego żoną. Fakt, znaliśmy się wiele lat i to nie było wypowiedziane pod wpływem chwili, a mimo tego nie oczekiwałabym przecież, że teraz już koniecznie musi mi się oświadczyć, bo inaczej to kłamca i oszust. Trzeba podkreślić, że wszystkie nasze życiowe plany nieustannie ewoluują - czasami porzucamy jakieś przedsięwzięcie, bo zainteresuje nas coś nowego, innym razem musimy coś zmienić w planie, bo pojawia się jakaś przeszkoda itp. Chodzi o to, żeby do planowania przyszłości podchodzić elastycznie. Przecież rzadko kto np. wykonuje zawód, który wymyślił sobie w podstawówce. Są osoby, które go wykonują, ale większość jednak nie, bo plany się zmieniły i to nie była niczyja wina. Dlaczego ludzie nie podchodzą w taki sam sposób do związków, tylko oczekują, że najważniejsze ustalenia mają być sztywne, zrealizowane co do joty i nie może być żadnych przeszkód, ani zmian zdania? Jeśli już mówimy o tym tonowaniu uczuć jako metodzie zapobiegania rozczarowaniom, to nie lepiej, by metodą było wypracowywanie w sobie elastyczności, pokory i umiejętności modyfikowania planów? Wtedy żyjemy ze świadomością, że związek nie jest czymś, co jest nam dane raz na zawsze, tylko on sam ewoluuje, my również się zmieniamy, a także relacje między nami ulegają mniejszym lub większym zmianom. Chodzi mi cały czas o to, żeby cieszyć się tym, co jest, kiedy akurat jest. Roszczeniowa postawa raczej nie jest zdrowa i sami się nią unieszczęśliwiamy. Nie lubię myślenia, że coś mi się należy od męża, rodziców albo życia, bo kim takim niby jestem, żeby mi się należało? Przecież nie jestem w żaden sposób lepsza od innych ludzi, żeby im się związki rozpadały, a mój musiał trwać aż do śmierci. Ot, różnie bywa. I każdy ma prawo do tego, żeby zmienić zdanie i wycofać się. Przecież nie robi się tego celowo, z jakieś złośliwości albo chęci skrzywdzenia kogoś. Często sami oczekujemy empatii i zrozumienia, a nie potrafimy empatycznie wczuć się w osobę kończącą związek i postarać się zrozumieć, dlaczego to zrobiła. To chyba dobrze, że nie zdradziła, tylko szczerze mówi, że już niczego nie czuje? "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 17 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-16 21:44:09 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Pełna facet co prawda nigdy mi nie powiedział, że chce żebym była jego żoną (powiedział za to, że z instytucją małżeństwa jest mu nie po drodze, co uważam za cenną informację, bo właśnie ucina snucia marzeń i zmusza do podjęcia konkretnej decyzji - pasuje mi to, albo nie). Za to mówi mi czasem, co chciałby ze mną robić za 10 lat, rozmawiamy o przyszłości, planujemy, jak wygląda nasze wymarzone mieszkanie (i jesteśmy zgodni, że mieszkanie a nie żaden domek). Ale przecież nie podpisujemy żadnego cyrografu, plany mogą się zmienić, oczekiwania mogą ewoluować. Też nie uważam, że facet jest mi cokolwiek winny poza uczciwością. 18 Odpowiedź przez Monoceros 2016-11-16 23:42:17 Monoceros Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-13 Posty: 3,146 Wiek: XXX Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? cslady więcej osób powinno przeczytać te słowa. To jest dosłownie sedno sedna tych wszystkich wątków "myślałam, że będziemy razem już zawsze" "rzuciła mnie, i co teraz?" ITD. Zwłaszcza lubię fragmentPrzecież nie robi się tego celowo, z jakieś złośliwości albo chęci skrzywdzenia choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście". If you can be anything, be kind. 19 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-16 23:53:38 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Monoceros napisał/a:I choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście".Mnie niezmiennie zadziwia, że ludzie potrafią przeżyć ze sobą kilka, a czasem więcej naprawdę cudownych lat, a jednak po rozstaniu zdają się o tym zupełnie nie pamiętać. Niestety nie biorą pod uwagę także tego, że wyrzucając z pamięci te dobre chwile sami sobie w pewien sposób robią krzywdę. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 20 Odpowiedź przez _v_ 2016-11-17 05:32:31 _v_ Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-06-05 Posty: 6,036 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Olinka napisał/a:Monoceros napisał/a:I choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście".Mnie niezmiennie zadziwia, że ludzie potrafią przeżyć ze sobą kilka, a czasem więcej naprawdę cudownych lat, a jednak po rozstaniu zdają się o tym zupełnie nie pamiętać. Niestety nie biorą pod uwagę także tego, że wyrzucając z pamięci te dobre chwile sami sobie w pewien sposób robią to z jednego powodu: ludzie (tak, ja też kiedyś) nie potrafią się rozstać we wlasciwym momencie. walczą do upadłego tym samym zacierajac wszelkie dobre chwile - zarowno u jednej jak i drugiej strony powstaja uczucia zlosci, frustracji, agresja itp. szczerze mówiąc jak slysze wszystkie te: ale ja będe o nia/niego walczyć, chce walczyc o ten zwiazek, o milosc - to z jednej strony mi slabo, a z dtugiej mi sie noz w kieszeni otwiera. przeciez taka walka nie ma nic wspolnego z miloscis. wręcz przeciwnie - to objaw kompletnego braku szacunku dla drugiej osoby, braku szacunku dla jej decyzji i uczuc. ale do tego, żeby rozstac sie w odpowiednim momencie to obie strony musza byc dojrzale. 21 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-17 12:42:24 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? _v_ napisał/a:ale do tego, żeby rozstac sie w odpowiednim momencie to obie strony musza byc mąż wie, że związek bez miłości i chęci bycia ze sobą mnie nie interesuje, dlatego kiedy poczuję, że mnie nie kocha, nie dba o te relację i jest ze mną z poczucia obowiązku, to będę robić wszystko, aby się rozstać. On wie, że nie będę walczyć za wszelką cenę, tym bardziej, że dziecko mamy duże, w razie potrzeby oboje mamy gdzie mieszkać i za co żyć. Uważam - o czym zresztą napisałaś - że lepiej rozstać się we właściwym momencie robiąc to z szacunkiem i pozostając w przyjaźni niż ze sobą szarpać, męczyć i zacząć coraz bardziej nienawidzić. Dlatego rozstając się zrobiłabym to przede wszystkim dla siebie. Wydaje mi się, że jest to zdrowe podejście, zwłaszcza obserwując te pary, które zamiast dać sobie szansę na coś nowego, lepszego całymi latami tkwią w toksycznym układzie wzajemnie się można dopóki obu stronom zależy, ale ta walka to szukanie kompromisu, drogi do wzajemnego zrozumienia swoich potrzeb i oczekiwań, a nie żebranie o uwagę i uczucia. Trzeba wyczuć moment, kiedy to przestaje mieć sens, a wtedy pora zejść ze sceny. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 22 Odpowiedź przez Peter_35 2016-11-17 12:49:12 Ostatnio edytowany przez Peter_35 (2016-11-17 12:49:58) Peter_35 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-15 Posty: 131 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?podobno_zuzanna nie, nie można kochać nie przywiązując się do ukochanej osoby. Uczucie z czasem samo przychodzi. Myślenie, mogę kochać ale nie będę się za bardzo angażowała brzmi sztucznie i takie zaplanowane. Miłości trzeba dać się pozwolić unieść a osobie, którą się poznaje dać kredyt zaufania. Miłość ma różne etapy w życiu. Nie można z góry zakładać, że się nie uda. Nie można tracić też wiary we własne marzenia, bo jak się wtedy mają spełnić? Trzeba się starać o to aby było dobrze. Trochę wiary w siebie i optymizmu. 23 Odpowiedź przez cslady 2016-11-17 12:59:16 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? _v_ napisał/a:przeciez taka walka nie ma nic wspolnego z miloscis. wręcz przeciwnie - to objaw kompletnego braku szacunku dla drugiej osoby, braku szacunku dla jej decyzji i chyba zależy jaką walkę masz na myśli. Na pewno nie tę zdrową, o której wyżej pisałyśmy. Nie nazwałabym walką wzajemnych przepychanek, udowadniania na siłę własnej racji, wylewania na drugą osobę swoich żali i pretensji oraz oczekiwania, że druga strona ma wziąć odpowiedzialność za nasze emocje. Wspominając o walce miałam na myśli tylko i wyłącznie próbę odbudowania dawnej bliskości (warunek jest taki, że ona musiała kiedyś istnieć). Do tego trzeba byłoby najpierw nauczyć się słuchać i wypracować w sobie choć trochę empatii. Dopóki ciągle powtarzamy "ja ja ja" i "moje moje moje", to rzeczywiście bez sensu, żeby się ze sobą męczyć. Znam pary, które o siebie zawalczyły i udało im się, ale znam też takie, które twierdzą, że walczyły, a moim zdaniem nigdy nie spróbowały zawalczyć, bo nie było w nich nawet minimalnej chęci zrozumienia. Była to raczej postawa: "to ty jesteś zły i niedobry, ja jestem biedna i nieszczęśliwa, więc łaskawie poczekam i dam ci szansę, żebyś się o mnie postarał i przyznał mi rację". Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby zepsuł mi się związek, ale jeśli już się zepsuje, to będę walczyć tylko i wyłącznie wtedy, by będę umiała wybaczyć sobie i partnerowi nasze dawne przewinienia i zacząć od nowa. On musiałby umieć zrobić to samo. No bo to nie chodzi o to, żeby on np. odpokutowywał i wynagradzał mi swoją zdradę czy inny występek, ale o to, by "cofnąć się" do momentu, gdy w związku było dobrze i nie było jeszcze zepsutych relacji, których ta zdrada była wynikiem. Nie zastanawiałabym się: "dlaczego on mi to zrobił? Czy on już mnie nie kocha?", tylko: "w którym momencie się od siebie oddaliliśmy? Z jakiego powodu? Czy da się coś z tym zrobić?" "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Kłótnie nie zawsze są złe. Często oznaczają, że nam zależy, że próbujemy załatwić coś istotnego. Ale kłócić się trzeba umieć – w przeciwnym razie stają się destruktywne. Sprawdź, co o anatomii kłótni mówi psycholog Marta Wróbel-Rakowska z Centrum Terapii Dialog. Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki Kochamy, się jesteśmy razem, a jednak się kłócimy. Dlaczego? Najczęściej kłócenie się jest sposobem na wyrażenie emocji takich jak gniew i złość. Czasami powodem kłótni są emocje i stres w ogóle niezwiązane z sytuacją, o którą się kłócimy, czy z naszym związkiem. Tak się dzieje, gdy w ciągu dnia zbieramy i przeżywamy różne emocje, napięcia i z całym tym bagażem docieramy do domu. On tam nie znika. Radzimy sobie z nim na różne sposoby. Zdarza się, że w sposób konstruktywny i zdrowy – na przykład bierzemy kąpiel, uprawiamy sport, ale czasem robimy też mniej pożyteczne rzeczy i jedną z nich jest kłótnia, która bywa najszybszym i dość łatwym sposobem wyładowania napięcia. Zwykle jednak, kiedy się kłócimy, to znaczy, że coś jest dla nas ważne, na czymś, na kimś nam zależy. W relacji często kłócimy się dlatego, że chcemy, aby nasz związek był „jakiś”, np. czuły, romantyczny albo pełen przygód. Ponadto zwykle chcemy, aby był idealny i na początku nawet taki nam się wydaje. Ale z biegiem czasu okazuje się, że wcale nie jest idealnie i nasze marzenia się nie spełniają. Pojawia się więc złość, zaczynamy walczyć o nasze niezaspokojone potrzeby. Nie zawsze jednak jasno zdajemy sobie sprawę, czego nam tak naprawdę brak, czego potrzebujemy lub czego byśmy nie chcieli. Czy kłótnie są lepsze niż ich brak? Najczęściej tak. Jeżeli się kłócimy, to znaczy że nam zależy. Próbujemy coś z tym zrobić, więc jest to element działania. Oczywiście zdarza się, że kłótnie są destrukcyjne - jeśli jest ich za dużo, jeśli w trakcie dzieją się rzeczy, które niszczą relację, np. krytyka, poniżanie drugiej strony. To nie prowadzi do niczego dobrego. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że kłótnia może być energią dającą szansę na to, żeby otworzyć się przed partnerem i zakomunikować coś ważnego, pokazać - nie tylko za pomocą słów, ale też emocji i zaangażowania. Ale kłótnie nie zawsze są dobre... Oczywiście, nie każda kłótnia przynosi coś dobrego. Te niedobre często są wynikiem tego, że nie umiemy mówić o swoich potrzebach i pragnieniach. Pokazują, że mamy kłopoty w komunikacji. Kiedy czujemy, że tak jest, warto przyjrzeć się, o co tak naprawdę nam chodzi. Bo czasami nie bardzo zdajemy sobie sprawę z tego, co jest dla nas ważne. Często kłótnie dotyczą rzeczy, wydawałoby się, błahych, na przykład nieposprzątania po kolacji. Czasem warto się zastanawiać, z czego ta kłótnia wynika, dlaczego te wydawałoby się - proste do rozmowy tematy - wcale w tej najbliższej relacji takie nie są. Jak możemy się tego dowiedzieć? Kiedy nie możemy dojść do porozumienia, czy idziemy dzisiaj do knajpy z włoskim czy z hinduskim jedzeniem, albo czy pójdziemy na rower, czy popływać i zaczynamy się o to kłócić, a ta kłótnia eskaluje, to warto zatrzymać się i zastanowić się dlaczego tak jest. Świetne efekty daje metoda porozumienia bez przemocy. To sposób komunikowania się, którego twórcą jest Marshall Rosenberg. Polega na skupieniu uwagi na uczuciach i potrzebach własnych oraz rozmówcy, a posługuje się także specyficznymi formami języka, co pozwala na ograniczenie możliwości wystąpienia przemocy w dialogu. Taki empatyczny wobec siebie i partnera sposób komunikacji ma doprowadzić do pojednania, do rozwiązania konfliktu, przy jednoczesnym pozostaniu uważnym na własne potrzeby oraz emocje. Jak to się odbywa? Pierwszym szalenie ważnym etapem jest skupienie się na sobie, przyjrzenie się sytuacji, temu, co ja w danym momencie/sytuacji czuję, czego ja potrzebuję. Więc gdy kłócimy się na przykład o urlop - w górach czy nad morzem i mamy poczucie, że nigdy nie możemy dojść w tej kwestii do porozumienia, że utknęliśmy we wzajemnej złości i żalu, że druga osoba nie chce nam dać tego, na czym nam zależy, że coś na nas wymusza, to przyjrzyjmy się najpierw temu, jakie potrzeby stoją za tym, że tego chcemy. Jeśli moją propozycją był wyjazd nad morze i o to walczę i nie chcę odpuścić, to jaka potrzeba za tym stoi? Co się ze mną dzieje, kiedy myślę o wyjeździe nad morze, jakie mam skojarzenie z tym miejscem, wspomnienia, wyobrażenia o tym wyjeździe? Niewykluczone, że w rezultacie zobaczę wtedy, że oprócz złości na partnera czuję na przykład jakąś tęsknotę, może potrzebuję odpoczynku, spokoju, ciszy zwolnienia tempa i czuję, że właśnie tam to osiągnę. Kiedy to sobie nazwę, łatwiej będzie mi wyjść z takim komunikatem do partnera i pokazać mu, o co mi tak naprawdę chodzi. Wtedy jest czas na kolejny krok – przyjrzenie się temu, czego potrzebuje partner. Może jemu zależy na aktywności, ruchu, na jakimś rodzaju zabawy, działaniu. Jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, jakie potrzeby związane są z tym, o co walczymy, to okazuje się, że łatwiej jest się dogadać i porozumieć. Chodzi o to, żeby się nawzajem słuchać. Warunkiem jest wrażliwość na to, co druga osoba mówi i zrozumienie. Znacznie łatwiej jest się porozumieć, kiedy rozmawia się o swoich potrzebach. Trudno zaś wtedy, gdy koncentrujemy się na obwinianiu i oskarżaniu drugiej osoby o to, że nie daje nam tego, czego chcemy. Jednymi z najczęstszych są kłótnie o podział obowiązków domowych. Czy za nimi też kryją się jakieś potrzeby? W każdej parze taka kłótnia może dotyczyć czegoś innego i ważnego. Warto pamiętać, że znaczenie ma też to, z jakimi doświadczeniami wchodzimy w związek, zarówno z domu rodzinnego, jak i poprzednich relacji. Wyobrażenie podziału obowiązków często wiąże się z przekonaniem co do najlepszego modelu, często tego z domu rodzinnego. Ale doświadczenia partnerów mogą się znacznie różnić: czyli na przykład u mnie w rodzinie było tak, że mama nie pracowała i zajmowała się domem, a tata pracował i w związku z tym nie brał na siebie obowiązków domowych, zaś partner pochodzi z domu, w którym to właśnie ojciec przejął na siebie obowiązki domowe, a matka zajmowała się pracą zawodową, albo dzielili się tymi obowiązkami po równo. Jeśli więc mamy różne doświadczenia i wspomnienia z domu rodzinnego, a także różne oczekiwania, to robi się kłopot. W takiej sytuacji pomóc może uświadomienie sobie, z czego wynika moje przekonanie, którego się tak sztywno trzymam, a potem odpowiedź na pytanie, czy naprawdę tak musi być w mojej relacji. Uświadomienie sobie odpowiedzi na nie sprawi, że będę skłonna bardziej otworzyć się na to, czego chce partner. Trzeba się nawzajem posłuchać i usłyszeć, jak kto sobie wyobraża podział obowiązków, a potem uzgodnić, jak ma wyglądać to u nas. Najlepiej oczywiście zrobić to na początku wspólnego zamieszkania, choć częściej nie uzgadniamy takich rzeczy, bo jesteśmy przekonani, że jakoś to będzie albo pewni, że partner ma dokładnie taką samą wizję relacji i podziału obowiązków jak ja. Potem okazać się może, że wcale tak nie jest. Mamy więc wizję związku idealnego, w którym wiele rzeczy układa się samo, życie jednak weryfikuje takie wyobrażenia i często jednak trzeba wiele spraw dogadać. To może pomóc uniknąć wielu trudnych sytuacji później. Taką rozmowę można odbyć na każdym etapie związku, nie ma tak, że potem już nie wypada wracać do tego tematu. Kiedy zauważamy, że coś jest nie tak potraktujmy to jako impuls do rozmowy i uzgodnienia jak to ma wyglądać. Może taki podział obowiązków rozwiąże część naszych problemów. To, jak się poczujemy po takiej rozmowie, będzie dla nas sygnałem, czy naprawdę o to chodziło. Co jeszcze może kryć się pod złością na przykład o rozrzucone na podłodze skarpetki? Czasami jest to tylko złość, że znowu skarpetki leżą na ziemi, a nie w koszu na brudną bieliznę. Ale czasami ta bardzo prozaiczna sytuacja może wiązać się z dużo ważniejszymi tematami. Kiedy na przykład widzę, że mój partner nie zmywa po sobie naczyń albo ogląda wieczorem telewizję zamiast położyć się ze mną do łóżka, może to przywoływać skojarzenia z jakimiś doświadczeniami z przeszłości. I zamiast zwykłej złości na to, że tak postępuje poświęcamy tej sytuacji o wiele więcej uwagi niż to warte, np. wyobrażamy sobie, że nasz partner nie dba o nas, nie szanuje nas, nie kocha. Jeśli miałam w przeszłości takie doświadczenie z rodziną, że czułam się tam nieważna, pomijana, to wtedy łatwo mi pomyśleć, że taki niepozmywany talerz znowu oznacza, że nikt się ze mną nie liczy, jestem nieważna dla swojego partnera. Jeżeli byłam traktowana w sposób agresywny, to mogę to odbierać wręcz jako wrogość albo złośliwość. Jednak jeśli miałam dobre relacje z bliskimi, dom, w którym byłam słuchana, gdzie moje potrzeby były spełnione, wtedy najczęściej widzę tylko brudny talerz, a nie wyraz braku zaangażowania, pogardy czy złego traktowania. Jak zacząć rozmowę i nie wywołać kłótni, kiedy mamy w sobie dużo złości w związku z jakąś sytuacją, gdy jesteśmy zawiedzeni zachowaniem partnera? Kłótnie są potrzebne, ale takie, w których wyrażamy naszą złość i gniew, a nie takie, w których stajemy się agresywni, przymuszamy i dominujemy drugą osobę. Jeśli oprócz gniewu towarzyszy nam w kłótni rozczarowanie, zawód, to najczęściej okazuje się, że partner albo ten związek czegoś istotnego nam nie daje. Zawód to uczucie większego kalibru niż sama złość czy gniew, dlatego ważne jest, żeby próbować o tym rozmawiać i wyjaśnić. Tylko to zwiększy szanse na to, że coś się zmieni. Pierwszym punktem jest sprawdzenie, co wywołało zawód, co to za sytuacja lub zachowanie wywołuje u nas takie uczucie. Np. chcemy umówić się popołudniu na randkę, a partner mówi, że musi zostać dłużej w pracy. Jeśli oprócz zwykłego rozczarowania odczuwam wtedy złość, smutek i zawód, to dobrze jest sprawdzić, jak interpretuję to zachowanie mojego partnera i jakie moje zawiedzione potrzeby stoją za tymi emocjami. Może to potrzeba bliskości, pobycia tylko razem, a może poczucie odrzucenia? Jeśli już mam te informacje, to mogę skierować do swojego partnera prośbę w tej sprawie. I to leży po mojej stronie, a nie partnera, żeby swoje uczucia i potrzeby zakomunikować, a na dodatek poprosić o coś. Bywa to oczywiście bardzo trudne. A co, jeśli on na to nie odpowie? Robi się kłopot. Bo to, co jest ważne w tym momencie, to żeby bliska osoba odpowiedziała tym samym – wyrażeniem swoich uczuć i potrzeb. Powody odwołania randki mogą być różne – może partner jest bardzo zestresowany pracą, może musi czegoś dopilnować i dlatego odmawia lub ciągle przekłada randki. Ale może powód dotyczy związku, w którym coś nie gra i partner unika konfrontacji. Warto w tym momencie zaznaczyć, że jeśli pojawia się problem, to możemy się kłócić i walczyć, ale możemy też się wycofywać. To jest inny sposób radzenia sobie z czymś, czego nie chcemy. Często nawet sobie tego nie uświadamiamy. On nie mówi, że coś mu przeszkadza, a my tego „nie zauważamy”? Dokładnie. To bywa trudne, bo w związku z kimś, kto jest nam bardzo bliski, chcielibyśmy najwięcej dostać, ale też jednocześnie najbardziej boimy się odrzucenia, boimy się odsłonić. Nikt nie może nas tak bardzo zranić, jak ta najbliższa nam osoba. Powiedzenie: „To zachowanie mnie zabolało, przeszkadza mi, boję się ciebie stracić albo brakuje mi czegoś, czuję się niepewny” - bywa tak trudne, że czasami potrzebna jest pomoc terapeuty. Wtedy warto się po nią udać. Kiedy czujemy, że nie wszystko jest tak, jak sobie wymarzyliśmy, powinniśmy dążyć do idealnego związku? Do idealnego nigdy. Warto nie tracić nadziei na bliskość, nawet kiedy czasami nie uda nam się dogadać. Dobrze jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, co jest nie tak, bo wtedy mamy szansę coś z tym zrobić. Jeśli te „niedogadania” nie są nadmiarowe, jeśli raz traci jedna osoba, raz druga, to można zaakceptować, że nasz związek nie zawsze da nam to, czego oczekujemy i że nie jest idealny. To nic złego. Związek z założenia nie jest idealny i jeśli pogodzimy się z tym i pożegnamy z tą iluzją, będzie nam łatwiej. Można mimo to mieć poczucie szczęścia i spełnienia. Inaczej jest, kiedy zawsze tylko jedna osoba musi z czegoś rezygnować, coś poświęcić - taka nierówność bardzo szkodzi związkowi. Co zrobić, gdy w czasie kłótni zaczynamy obwiniać się o błędy i sytuacje, które popełniliśmy w przeszłości? Najlepiej, aby kłótnia dotyczyła konkretnie tej jednej rzeczy, jednej sytuacji, jednego wydarzenia, jednej sprawy, a nie była kłótnią o wszystko, co się wydarzyło wcześniej. Tylko wtedy ma szansę doprowadzić do rozwiązania, a nie pozostawić nas w poczuciu złości. Dobrze się trzymać tej zasady, choć to może być trudne. Bo kiedy się kłócimy, często nagle przypominają nam się wszystkie złe momenty z przeszłości naszej relacji. Tak działa nasz mózg, to jest takie nasze ewolucyjne przystosowanie, że trudne, bolesne momenty zapamiętujemy lepiej – ma nas to motywować do ucieczki w sytuacji zagrożenia. I wtedy łatwo o niesprawiedliwe słowa „ty nigdy...”, „ty zawsze...”. Z pomocą może przyjść tu nasza głowa, żeby próbować namawiać siebie samego, aby tego nie robić. Ale warto też wyciągnąć wnioski, że jeżeli jakiś temat wraca do nas tak często, a z nim złe emocje, to zwykle jest to coś ważnego, co nie zostało odpowiednio rozwiązane, zadbane. Nasze rozczarowanie, żal, który mieliśmy o tę sytuację, nie zostały do końca przepracowane, przeżyte, nazwane. Być może nie dostaliśmy od naszego partnera tego, na co liczyliśmy w tej sytuacji. Może zrozumienia, przeproszenia, albo po prostu wysłuchania. Może jednak warto wrócić do tej sytuacji, bo dotyczy czegoś głębszego w naszej relacji. Czasem po prostu nie umiemy odpuścić, wybaczyć... Tak, i nosimy w sobie te krzywdy, które ciągle do nas wracają. To może być problem w relacji, ale może to być też jakiś nasz problem osobisty, którym warto się zająć bardziej indywidualnie. Bo może partner nie dał nam tego, co w tej sytuacji było nam potrzebne: nie przeprosił nas za to, źle zareagował. Ale może mam złe doświadczenia z przeszłości, jakieś silne zranienia, które teraz sprawiają, że każda nowa krzywda zostaje we mnie bardzo mocno i choć dostanę to, co powinnam w takiej sytuacji, nadal nie mogę wybaczyć. W każdym razie jeśli coś do nas często wraca, to jest to sygnał, że chodzi o coś ważnego. Powinniśmy wtedy usiąść z partnerem i porozmawiać, dlaczego to tak często wraca, o co w tym chodzi. Powinniśmy zajrzeć w swoje uczucia, we wspomnienia, przyjrzeć się skojarzeniom i powiedzieć partnerowi wprost: ja potrzebowałam wtedy od ciebie tego czy czegoś innego i tego nie dostałam, porozmawiać o tym, dlaczego tak się stało i dlaczego to w sobie noszę. Co zrobić w sytuacji, gdy jeden z partnerów podczas kłótni zamyka się w sobie i nie chce rozmawiać? To jest bardzo trudne i dość częste. Terapeutka Sue Johnson, która zajmuje się terapią skoncentrowaną na emocjach nazywa taki wzorzec relacji „polką protestacyjną”. Według niej jest kilka wzorców bycia w relacji. Najczęstsza jest taka, kiedy szukamy winnego i nawzajem obwiniamy się i walczymy ze sobą. Kolejny, gdy oboje się wycofujemy, nie komunikujemy się ze sobą, nie mówimy o tym co nas boli, dotyka, złości i odsuwamy się od siebie. I następny to właśnie polka protestacyjna, która polega na tym, że jedna osoba walczy, domaga się czegoś, chce ustaleń, a druga się wycofuje, co najczęściej wywołuje jeszcze większą złość u tej pierwszej osoby i jeszcze większe wycofywanie się jej partnera. Takie wycofanie jest bardzo często reakcją obronną na atak. Nie umiemy sobie radzić ze złością, która nas dotyka, często ma to korzenie w przeszłości i teraz powielamy taki wzorzec. Paradoks polega na tym, że im bardziej jeden partner naciska, tym bardziej drugi się wycofuje. A im bardziej ten drugi się wycofuje, tym bardziej pierwszy naciska. I mamy błędne koło. Co więc zrobić żeby z tego wyjść? Często osoba atakowana myśli: „Skoro ona/on mnie rani, atakuje, ciągle jest ze mnie niezadowolona/y, jedyne co mogę zrobić to odsunąć się”. A ta druga ma przekonanie: „Muszę naciskać, wymuszać jakąś reakcję, bo on/ona ciągle nie reaguje”. Trzeba wtedy zajrzeć głębiej. Często osoba, która walczy, robi to dlatego, że kocha, że jej zależy i taki ma sposób domagania się tego czego potrzebuje, np. poczucia bezpieczeństwa czy uwagi. I równie często ta druga osoba także chce tego samego, ale tak bardzo boi się to pokazać i tego że może zostać zraniona, że woli się odsunąć, aby nie odczuwać bólu. Jeżeli udrożnimy komunikację między sobą najczęściej udaje się dogadać. W rozmowie najlepiej skupiać się jednak na sobie, a nie na partnerze. Jak to? Bo to, co nas pozytywnie wzmacnia, napędza, nakręca, gdy mamy dużo złości w sobie, to mechanizm szukania winnego. Dlatego, gdy złoszczę się, kiedy partner milczy, gdy znowu nie wrócił do sypialni na noc, najczęściej krzyczę na niego z tego powodu. A on właśnie wtedy się wycofuje i ucieka. Zamknięte koło. Trzeba się zastanowić się, co ja takiego czuję, czego się boję, że unikam. A kiedy czuję złość, próbować dotrzeć do tego co jest pod tą złością. Najczęściej są to obawy o to, że ktoś nas zrani, że coś stracimy, że nie będziemy blisko, że nie będziemy ważni dla drugiej osoby. Jeśli dotrzemy do tej obawy, to mamy już drogę do tego, żeby zacząć o tym mówić. Jeśli powiemy o swojej obawie, to mamy szansę na to, że ta druga osoba nas zrozumie. Można wyjść z narastającej kłótni? Dobrze jest się zatrzymać. Oczywiście zależy to od naszych temperamentów i naszego wyposażenia neurologicznego. Bo możemy być „gorącymi” osobami, u których to napięcie szybko narasta i szybko je wyładowujemy. Wtedy rzeczywiście może dochodzić do eskalacji kłótni, która doprowadza do wzajemnego ranienia się i dewastacji związku. Osoba z gorącym temperamentem może szukać metod zatrzymania się. Liczymy do 10, wychodzimy z pokoju na pięć minut albo czasami na dłużej. Ale zawsze zapowiadamy to drugiej osobie, żeby nie uznała, że uciekamy. Zresztą, jeśli zauważamy taki problem, warto ustalić zasady kłótni wcześniej. Możemy przecież powiedzieć drugiej osobie: „Jak poczuję, że już się we mnie gotuje i zaraz zrobię coś takiego, co zepsuje naszą relację, albo powiem coś, co zrobi spustoszenie, to muszę się zatrzymać, nie odbierz tego źle”. Można ustalić sobie jakieś hasło, które będzie oznaczało przerwę, ale nie dlatego, że ja się odwracam i nie chcę więcej rozmawiać, ale tylko dlatego, że nie chcę popsuć bardziej. Szukamy sposobów na wyciszenie się, skonfrontowanie z tym, co mnie aż tak wzburzyło. Kiedy to odkryję, idę krok dalej – szukam, jak to nazwać i jak zakomunikować to partnerowi, jakich słów użyć, by powiedzieć o swoich uczuciach i potrzebach. A więc studzę emocje i wracam do rozmowy, gdy poczuję, że jestem już spokojna. Jeśli mamy dwoje takich złośników, to podczas kłótni pojawiają się burze z piorunami, które bardzo trudno jest okiełznać i zatrzymać, przy czym niektórzy to lubią. Bywa, że wyładowanie przynosi ulgę. Jeśli podstawą jest głęboka więź, takie gorące kłótnie nie muszą psuć relacji. Ale myślę, że takie wyładowania nie zastąpią prawdziwej, szczerej rozmowy, która potrzebuje lepszych warunków pogodowych. Oczywiście jest jeszcze trudniej, bo oni nawzajem mogą się nie rozumieć, choć są podobnie skonstruowani. Znając siebie nawzajem można wiele dogadać, o ile jest szacunek dla partnera, także w czasie kłótni. Jeśli szanujemy się, chcemy poznać siebie nawzajem, jeśli chcemy się rozumieć i współpracować ze sobą, jest duża szansa, że zbudujemy dobry związek na lata. Monika Wysocka, Marta Wróbel-Rakowska, psycholog i psychoterapeutka, Zajmuje się psychoterapią par, psychoterapią zaburzeń osobowości i nastroju, pracą z osobami, które wychowywały się w dysfunkcyjnych rodzinach (DDA i DDD), obecnie w Centrum Terapii Dialog. Ma ponad 12 lat doświadczenia pracy z pacjentami, które zdobywała w Warszawskim Domu pod Fontanną – ośrodku wsparcia dla osób doświadczających problemów zdrowia psychicznego, w Akademickim Ośrodku Psychoterapii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Ośrodku Psychoterapii "Ogród" Instytutu Psychologii Zdrowia PTP. Ukończyła czteroletnie podyplomowe szkolenie psychoterapeutyczne w Szkole Psychoterapii Instytutu Psychologii Zdrowia akredytowanej przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne.
Miłość to tylko słowo, do momentu, kiedy nie nada się mu znaczenia, zanim je zrozumiemy, musimy doświadczyć kilku życiowych lekcji. Uważa się, że prawdziwą miłością kochamy tylko trzy osoby w naszym życiu. Jednak potrzebujemy każdej z tych miłości z zupełnie innego powodu. Pierwsza miłość Często spotyka nas w młodym wieku. Jest to miłość wyidealizowana, wydaje się być jak z bajki. Wchodzimy w to uczucie z przekonaniem, że będzie to nasza jedyna miłość, nie zwracając uwagi na to, że nie zawsze czujemy się w niej do końca dobrze. Wtedy wydaje się, że musimy przełknąć nasze osobiste przekonania, w imię uczucia które nam się przydarzyło, ponieważ głęboko wierzymy, że taka właśnie jest miłość. Na tym etapie, to jak inni nas postrzegają, jest ważniejsze niż to, co naprawdę czujemy. Druga miłość, czyli trudna miłość Uczy nas, kim jesteśmy i jak często chcemy lub potrzebujemy jej doświadczać. Jest to rodzaj miłości, która boli, czy to przez kłamstwa, czy manipulacje, ale jednak boli. Myślimy, że dokonujemy innych wyborów i że ta pierwsza czegoś nas nauczyła, ale w rzeczywistości jest inaczej. Nasza druga miłość może stać się często powtarzanym cyklem, ponieważ myślimy, że jej zakończenie będzie inne niż zwykle. Jednak za każdym razem, kiedy próbujemy, kończy się gorzej niż przedtem. Czasem jest niezdrowa, niezrównoważona lub narcystyczna. Przynosi wysokie stężenie dramatu w związku. Właśnie to sprawia, że jesteśmy uzależnieni od jej fabuły. To emocjonalny rollercoaster, pełen skrajnych wyzwań i upadków, w którym trzymamy się dna, oczekując bycia na powierzchni. Przy tym rodzaju miłości, starania, by mogła ona funkcjonować, stają się ważniejsze od tego, czy rzeczywiście powinna istnieć. Trzecia miłość, czyli ta, której się nie spodziewaliśmy Nigdy nie wiemy kiedy i skąd i nadejdzie. Nie wiemy nawet czy ogóle się przydarzy. To ta, która zazwyczaj wygląda na nieodpowiednią i niszczy wszelkie wypracowane ideały, których trzymaliśmy się do tej pory. To miłość, która przychodzi tak łatwo, że nie wydaje się możliwa. Jest to rodzaj więzi, której nie można wyjaśnić, ponieważ nigdy jej nie planowaliśmy. To miłość, w której spotykamy się z kimś i wszystko zaczyna pasować – nie ma wyidealizowanych oczekiwań co do tego, jak ta osoba powinna postępować, ani też nie ma presji, aby stać się kimś innym. Akceptujemy to, kim jesteśmy i kim jest ta druga osoba. To miłość, która ciągle puka do naszych drzwi, niezależnie od tego, ile czasu potrzebujemy, żeby ją wpuścić. Oczywiście każdy z nas jest inny, być może nie wszyscy doświadczamy tych rodzajów miłości w swoim życiu, może dzieje się tak tylko dlatego, że nie są na nią gotowi. W rzeczywistości musimy naprawdę nauczyć się czym nie jest miłość, zanim będziemy mogli zrozumieć, co tak naprawdę znaczy. Niektórzy potrzebują całego życia, aby nauczyć się każdej z tych lekcji, czasem, jeśli mamy szczęście, może to zająć tylko kilka lat. Są też tacy, którzy raz się zakochają i będzie to ich jedyna miłość aż do ostatniego oddechu. źródło:
Spis treści1 Oszustwo jednej ze stron2 Bo miłość, ta hormonalna, jest ślepa3 Rozstanie w konkretną datę – często specjalnie, by zabolało4 Potęga projekcji i wmawiania cech, myśli, poglądów, intencji, by wywołać ból!5 Związek zbudowany na fizycznej atrakcyjności i pożądaniu nie przetrwa długiej ilości czasu6 Zaczynasz rozmyślać, czy podobieństwa albo przeciwieństwa się przyciągają7 Prawda wychodzi na jaw po około roku do półtorej8 Stresujący czas w Twoim Nowy profil na Facebooku9 Wpisy powiązane: Wsparcie darowizną za pracę autoraJeśli doceniasz to co robię i nie chcesz, by strona przestała istnieć kliknij, by poznać szczegóły 🙂Według badań ludzie coraz szybciej kończą swoje związki, chodzą na coraz mniej kompromisów nie tolerując wad swoich partnerów, a do tego, niestety, czasem rozstają się w taki sposób, który powoduje ogromny ból. Czasem jest to robione specjalnie, a kiedy indziej całkowicie nieświadomie. I o przyczynach takich, bolesnych i szybkich rozstań będę dziś pisał. Pierwszą część tego tekstu można znaleźć tutaj. Oszustwo jednej ze stron Bolesne rozstanie przeżyjemy na pewno, gdy jedna ze stron oszukuje co do swoich intencji, uczuć, postanowień, czy obietnic. W takich sytuacji dopiero zaczniemy rozumieć, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Niestety w swoim życiu możemy spotkać ludzi, którzy będą nami manipulować, obiecywać złote góry, miłość po grób, wierność, pomoc w problemach i wszystko co najlepsze. Mogą wręcz wyszukiwać w nas słabe punkty, kompleksy, problemy, czy jakieś niedostatki by dać nam imitację ich rozwiązania, czy wypełnienia pokazując się jako osoba troskliwa, czy empatyczna. Takie osoby (narcystyczne) potrafią pięknie mówić (także o nas, wzmacniając nasze samopoczucie i samoocenę) i pięknie wyglądać, ale nie dlatego, że takie są i chcą być naprawdę, a dlatego, że są mocno skupione na tym jak są odbierane. Opinia. Tylko to dla nich się liczy, nie czyny i prawdziwość charakteru. Jest to też punkt częściowo związany z idealizacją partnera, którą opisałem w poprzedniej części tekstu. Taka osoba może manipulować naszymi uczuciami, byśmy zaczęli uważać ją, ale też nasz związek za coś bardzo wspaniałego, niepowtarzalnego, wyjątkowego. Do tego taka osoba potrafi mówić w taki sposób o nas samych, byśmy uwierzyli, że i my dla niej jesteśmy kimś kogo nigdy nie porzuci, nie zastąpi, kto zawsze będzie kimś dla niej najlepszym. Pamiętajmy więc, że słowa bez czynów są bez znaczenia. Jeśli nie jesteśmy zależni w żaden sposób od tej osoby, mamy wysoką samoocenę (na którą ta osoba nie ma wpływu), ale też innych partnerów/partnerki na wyciągnięcie ręki, to idealizacja będzie znacznie mniejsza, a zawód mniej bolesny. Oczywiście filmy romantyczne każą nam uważać w odwrotny sposób, zatem trzeba odróżniać co jest filmem, a co życiem. W tym punkcie warto poczytać o tzw. bombardowaniu miłością. To jedna z taktyk, którą używają oszuści i oszustki matrymonialne. Bo miłość, ta hormonalna, jest ślepa Poczucie zakochania potrafi skutecznie hamować mózg w racjonalnej ocenie sytuacji, ale też powodować silny ból w momencie utraty ukochanej osoby. Identycznie jest w miłości rodzicielskiej, która potrafi spowodować obronę własnego dziecka nawet w najgorszej sytuacji np. gdy dziecko popełni tragiczne błędy życiowe (są rodzice co bronią dzieci, które gwałciły czy zabijały). Udział w tym ma brzuszno-przyśrodkowa kora przedczołowa której działanie w miłości jest silnie zdezaktywowane, a która odpowiada za racjonalną ocenę sytuacji. Udział w zmylaniu mózgu podczas zakochania z kolei biorą hormony: Serotonina: Zwiększa intensywność obecnego nastroju, sprawiając, że miłość staje się dla nas bardziej znacząca. Oksytocyna: Znana jako biologiczna podstawa uczuć miłości i romansu. Jest na ogół uwalniana podczas fizycznej intymności, co prowadzi do większego uczucia przywiązania i obrony osoby z którą mamy fizyczne, miłe kontakty. O wpływie oksytocyny będę jeszcze pisał w przyszłości, może nawet niedalekiej. Wazopresyna: Uważa się, że współpracuje z oksytocyną, by zwiększyć poczucie przywiązania partnerów podczas fizycznej intymności. Dopamina: Związana jest z uczuciem nagrody i pożądania, które prowadzą do poczucia przyjemności i satysfakcji, gdy jesteśmy blisko z partnerem/partnerką. Noradrenalina: Neuroprzekaźnik uwalniany w mózgu zwykle w chwilach niepokoju związanego z miłością, lub jej utratą, prowadzący do fizycznych objawów, takich jak przyspieszone bicie serca, mdłości i spocone dłonie. Uruchamia się, by poczuć zazdrość i chcieć „zawłaszczyć” sobie partnera czy partnerkę, co ma w teorii prowadzić do tego, by nie odeszła. Co ciekawe, początkowe wrażenie na temat osoby w której się zakochaliśmy potrafi ciągnąć się do samego końca relacji (badanie). Czy warto polegać na pierwszym wrażeniu? Niekoniecznie, bo nie każdy ma umiejętności do pokazywania najlepszej wersji siebie na samym początku. Najlepiej w takich sytuacjach prezentują się narcyzi i narcyzki, ale nie są oni zdrowymi osobowościowo partnerami. Rozstanie w konkretną datę – często specjalnie, by zabolało Cóż, są ludzie, którzy wybierają rozstania akurat na konkretną datę, ponieważ to jest modne, przypomina im o konsekwencjach ciągnięcia nierokującego związku, albo chcą dopiec partnerowi/partnerce za swoje rozczarowanie (choć nie uznają tego, bo szukają problemu poza sobą). W takim, dość mściwym podejściu raczej dominują kobiety, które przykładają większą wagę do dat, są bardziej pamiętliwe, ale też silniej trzymają urazy. Jakie terminy rozstań są najczęściej wybieranymi – szczególnie przez patologicznych partnerów? Walentynki. A jakże. Para czeka na miłosne świętowanie, być może miłosne prezenty, a druga strona jest kompletnie nieświadoma, że pierwsza chce zerwać. I zaczyna się. To koniec. Miłości brak. Ból jest silny. O to chodziło stronie zrywającej. Nie ma miłości i to przez Ciebie! Urodziny – jw. chęć uniknięcia złożenia życzeń, czy dania prezentu. Często wyczekiwanie, aby podjąć decyzję o rozstaniu akurat mniej więcej przed nimi. Święta Bożego Narodzenia, lub Wielkanocy – częściej te pierwsze. Mieliście spędzać razem święta, miało być magicznie, prawda? Magiczny to będzie, ale ból, o niespotykanej mocy. Czasem też spędza się święta u rodziny partnera/partnerki, więc lepiej zerwać przed, niżeli pojawić się tam i robić dobrą minę do złej gry, że jest wszystko w porządku, a para jest jak z obrazka. Pójście na studia i skończenie studiów – dana osoba może uważać, że zmienia coś w swoim życiu, przechodzi jakiś nowy etap, to też przy okazji przychodzi wymiana partnera na lepszy model… Prima Aprilis – spotkałem się z tym kilka razy, choć tylko oglądając takie zachowanie na facebooku – co było żenujące. Dana strona udawała, że w tym czasie chce się oświadczyć, a w rzeczywistości zrywała. Dziecinne i też powoduje duży ból. W tym dniu można też udawać zrywanie, co nie jest ani trochę ciekawsze i zabawne. Wakacje – oczywista oczywistość, wakacje to czas drogi do „wolności”, ale też podwyższonego libido (mówi się, że wiosna przynosi pary zakochanych, ale faktem jest, że częściej dzieje się to w lato, kiedy większa ilość ludzi socjalizuje się). Dzień rozpoczęcia relacji – rocznica. Jeśli dla kogoś jest to ważna data, to zemsta będzie silna. Potęga projekcji i wmawiania cech, myśli, poglądów, intencji, by wywołać ból! Czym jest projekcja? Zajrzyjmy do wikipedii: Projekcja (od łac. proiacere, wyrzucać przed siebie) – mechanizm obronny polegający na przypisywaniu innym własnych niepożądanych uczuć, poglądów, zachowań lub cech najczęściej negatywnych. Przyczyną jest większa dostępność tych uczuć, poglądów, zachowań i cech u osoby, która je posiada, a tym samym łatwiejsze podciąganie pod daną kategorię. Przykład: Matka krzyczy na dziecko. Sądzi, że dziecko jest wyjątkowo agresywne. W rzeczywistości sama jest agresywna. Jak to ma się do początków relacji? Zachodzi w nich projekcja pełna. Mianowicie narzucamy osobie w której się zakochaliśmy przeróżne cechy – nie tylko negatywne, ale też pozytywne. Projekcja może prowadzić zatem albo do idealizacji, albo nienawiści. Możemy projektować na tę osobę wszystkie cechy, których sobie u niej ŻYCZYMY (a nie które ma w rzeczywistości). Identycznie możemy projektować na taką osobę cechy, których sobie nie życzymy, a z którymi nie umiemy sobie poradzić – np. rzucając oskarżenia w stylu – BĘDZIESZ MNIE ZDRADZAŁ(A)!. Ma to za zadanie, przynajmniej w teorii, zapobiec bólowi w razie odkrycia „prawdy” (choć jak pisałem, to tylko projekcja). Świadome osoby projekcji unikają! Oceniają osobę przez pryzmat tego co robi, a nie tego co wydaje im się, że zrobi w przyszłości. Nie przypisują jej skrajnie negatywnych, ani skrajnie pozytywnych cech. Mówią też zawsze wyłącznie o teraźniejszości. O cechach, które widzą teraz i mają na nie dowody. Partner(ka) teraz flirtuje z kimś innym na naszych oczach? Teraz jest ZŁĄ OSOBĄ. Partner(ka) nie flirtuje z nikim? Nie można jego/jej oceniać negatywnie. Projekcja jest dużym problemem, ponieważ zwykle jest bardzo niesprawiedliwa i przez to bolesna. Jest wyrzuceniem z siebie własnych problemów i własnych życzeń, a osoba na której nam zależy nie jest kimś kogo kochamy. Kochamy własne wyobrażenie o niej, ale też stan w którym jesteśmy: przyjemnego zakochania, emocji które są wytwarzane dość samoistnie, a nie tą, konkretną osobę. Związek zbudowany na fizycznej atrakcyjności i pożądaniu nie przetrwa długiej ilości czasu Według przeróżnych badań chemia kończy się średnio do 2-3 lat od zapoznania (choć czasem i nawet w kilka miesięcy). W tym czasie ludzie mogą być od siebie uzależnieni hormonalnie częstym kontaktem fizycznym, seksem, przytulaniem, pocałunkami. Niestety poza tym ludzi może łączyć niewiele, mogą mieć odwrotne charaktery, nie dzielić pasji, mogą nie mieć o czym rozmawiać ale przez uzależnienie hormonalne nie potrafią w tym czasie od siebie odejść. Dopiero, gdy chemia minie, ludzie podejmują decyzję o rozstaniu, bo kochanie samego ciała i biologicznych reakcji jest bardzo złudne. Jeśli tylko jednej osobie minęła chemia, a drugą jeszcze trzyma, bo oczywiście nie jest to zawsze równoczesne, to jedna z tych osób może bardzo cierpieć – tym bardziej jeśli zajdą punkty o idealizacji, wielkich, niespełnionych obietnicach, projekcjach, czy wzbudzaniu poczucia winy. Zaczynasz rozmyślać, czy podobieństwa albo przeciwieństwa się przyciągają To jest istotny punkt, bo buduje wielkie spory między ludźmi. Nie raz widziałem silne, często emocjonalne dyskusje na ten temat. Jedna grupa mówi, że przeciwieństwa rodzą ciekawość. Druga grupa mówi, że podobieństwa pozwalają rozumieć się i funkcjonować bez zgrzytów. Jedna grupa mówi, że przeciwieństwa dają adrenalinę, rozwój. Druga grupa mówi, że podobieństwa dają bezpieczeństwo i spokój. Jedna grupa mówi, że podobieństwa dają nudę, a druga grupa mówi, że przeciwieństwa nawet w rodzinach nie działają przez co „z rodziną dobrze wypada się tylko na zdjęciach”! Ja spróbuję pogodzić obie grupy. Kluczem jest dojrzałość emocjonalna. Jeśli zbuduje się ją to będzie dało się funkcjonować w obu scenariuszach. Co to oznacza? Wypiszmy problemy osobno. Zgrzyty z powodu przeciwieństw. Jeśli jesteśmy osobami otwartymi na odmienność, jeśli nie gardzimy ludźmi, którzy są inni, nie staramy się ich zmienić, jeśli staramy się wybierać najlepsze cechy z różnic – nie będziemy przeciwieństw traktować jak wielkiego problemu, a ciekawostki. Trzeba jednak mieć nie tylko chęci, szacunek do odmiennych postaw, ale i umiejętności porozumiewania się. Do tego bardzo przydaje się asertywność, czy empatia. Warto zaznaczyć, że skrajnie odmienni ludzie i tak będą mieli ciężko się zrozumieć. Najłatwiej pogodzić maksymalnie średniej wielkości różnice. Nuda z powodu podobieństw i brak rozwoju. Racja, ludzie uzależnieni od adrenaliny, czy też wymagający, by partner wypełniał ich braki, albo by dodawał nutkę nowości do ich życia będą mieli problem. Jednak dojrzali ludzie wiedzą, że sami są tymi, którzy powinni zadbać o to, by nie było im nudno, czy też o rozwój własny, zatem nie wytyczają partnerom takich zadań. Taka postawa w końcu nie rodzi pretensji. W każdej relacji kluczem jest otwarty umysł, szacunek, chęć poznania tego co nowe, chęć zrozumienia, zamiast kontrolowania czy formowania partnera pod siebie, a takie postawy niestety są częste. Niestety masa ludzi ma problem z dysfunkcyjnymi wzorcami, choć wielu z nich twierdzi, że oni są od nich akurat wolnymi. Im bardziej pewne siebie przekonania, tym częściej można podejrzewać, że są zbudowane na małej ilości wiedzy o sobie i o świecie. Prawda wychodzi na jaw po około roku do półtorej Według licznych badań i obserwacji ludzi zakochanych – póki są w tym stanie będą na tyle motywowani pozytywnymi emocjami, że będą lepszą wersją siebie, niż są gdy takich emocji będzie im brakować. Stonowanie emocji zazwyczaj zachodzi po roku do półtorej spotykania się i właśnie wtedy ludzie zaczynają być prawdziwymi sobą. Oczywiście jedni mogą na początku udawać kogoś kim nie są, aby przyciągnąć partnera/partnerkę, chcą jej zaimponować, w jakiś sposób zauroczyć, ale większa ilość ludzi po prostu jest „zmieniania” przez samo poczucie zakochania. To ono uskrzydla – ale jak wiemy, na krótko. Po ustąpieniu emocji trzeba już wykazywać się własnym charakterem i pracowitością, by utrzymać dobry i długi związek, a nie polegać na emocjach. Ci ludzie, którzy mają silny lęk przed rozstaniem (zazwyczaj to ci, którzy byli opuszczeni emocjonalnie przez rodziców) będą zachowywać się inaczej po czasie „zluzowania” emocji: mogą być dramatyczni, lub starać się nadprogramowo dopóty taki lęk będą mieli. Niektórzy takich ludzi niestety wykorzystują widząc ich zależność, którą uznają za słabość i podatność na zranienie. Stresujący czas w Twoim życiu Zakochanie nie zawsze jest tylko i wyłącznie przyjemne. Często rodzi ból, często nie pozwala jeść, spać, normalnie funkcjonować – tym bardziej, gdy partnera nie ma blisko nas. Jeśli w tym czasie mamy ważne zadania czy to rodzinne, zawodowe, czy edukacyjne jesteśmy w stanie zerwać naszą relację, by nie zostać przytłoczonymi nagromadzeniem tak silnych emocji. Priorytety. Mimo wszystko, zakochanie nie mija w 5 sekund od zerwania. Ból i tak nastąpi, pomieszany z myślami, „a może jednak niepotrzebnie zrywałem(am)?”. Uzależnienie ma to do siebie, że nie pozwala podejmować jednoznacznych, stanowczych decyzji. W silnym zakochaniu trudno jest powiedzieć „nie i koniec!”. Mózg będzie i tak nas oszukiwał, byśmy zatęsknili. Ciąg dalszy nastąpi. UWAGA: Teksty zawarte na stronie mają charakter informacyjny, lub są subiektywnym zdaniem autora, a nie poradą naukowo-medyczną (mimo, że wiele z informacji jest zaczerpniętych z badań). Autor nie jest psychologiem, a pasjonatem takich treści, który przekazuje, lub interpretuje je. Dlatego treści mogą być niedokładne (acz nie muszą). Dystans do nich jest wskazany. Artykuły nie powinny zastępować wizyt u specjalistów (chyba, że czytelnik ceni mnie i moją wiedzę bardziej, ale to jego osobista decyzja) i najlepiej jakby moje teksty były traktowane jako materiał rozrywkowy, lub jako ciekawostki. Autor (czy też autorzy, bo artykuły pisało wiele osób) nie uznają, że ich recepty na życie są i będą idealne - każdy używa na własną powiązane:
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2020-04-20 06:54:41 Ostatnio edytowany przez marcinopi (2020-04-20 06:59:55) marcinopi Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-20 Posty: 1 Temat: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoJak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwości 2 Odpowiedź przez SaraS 2020-04-20 07:43:48 SaraS Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-02-17 Posty: 987 Wiek: 29 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Ale co Ci w takiej sytuacji można doradzić? To Ty musisz wybrać, czego chcesz. I to teraz, bo najgorsze, co mógłbyś zrobić, to zakładać, że na pewno się uda - bo jeśli nie, to co? Zostawisz ją za kilka lat, kiedy będziesz miał dość starań o dziecko? Zastanów się, co byś zrobił w przypadku najgorszego scenariusza, tzn. jeśli się okaże, że dziecka nie będzie, ale decyzję podejmij już teraz. Lepiej wcześniej niż za kilka lat, po ślubie. I wiesz, ja w kwestii dziecka Ciebie rozumiem - bo sama bardzo nie chcę mieć dziecka, więc gdyby sytuacja była odwrotna i związek z moim partnerem miał oznaczać dla mnie zajście w ciążę, nie zdecydowałabym się na to. Rozumiem zatem, że jest to na tyle ważne, że może przekreślić związek. Natomiast zupełnie nie rozumiem tego, że przeszkadza Ci fakt, że Twoja dziewczyna bierze leki, że przeraża Cię, że ma takie problemy itd. Mój partner jest poważnie chory, leków używa kilkunastu, ale w gorszych okresach tabletki liczyło się w dziesiątkach. Co w tym miałoby mi przeszkadzać? Oczywiście, że wolałabym, żeby był zdrowy, ale wyłącznie ze względu na obawy o jego życie. A z Twojego posta wyłazi trochę takie porównywanie: "tyle tabletek i to przed 30-tką, takie już problemy, a żony kumpli to po paru miesiącach w ciążę zachodziły, a na męskim forum to w ogóle bezproblemowych młodszych kazali szukać". Wybacz, ale to nie brzmi na żadną miłość z Twojej strony. Aby na pewno zaakceptowałeś fakt, że Twoja dziewczyna ma problemy zdrowotne? Czy po prostu machnąłeś na to ręką, bo po miesiącu znajomości konsekwencje wydawały Ci się zbyt odległe i mało istotne? 3 Odpowiedź przez feniks35 2020-04-20 07:46:53 feniks35 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-06 Posty: 4,151 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościWitaj. Jestem taka kobieta z "defektem". Jak czytam Twojego posta to Bogu tymbardziej dziekuje za swojego meza, ktory sie meczy z ta wybrakowana (w Twojej opinii) kobieta juz 18 lat. Tyle ze on nie odczuwa tegi jako meczenie sie czy poświęcenie. Dla niego jestem tak samo wartosciowa z dziecmi czy bez, czuje i widze to mimo uplywu lat. Dzieci nie mamy owszem ale sa inne drogi, np adopcja a nawet jesli sie nie uda to mamy wciaz siebie, rozumiemy sie i akceptujemy swoje slabosci i schorzenia, mowiac krotko kochamy do milosci jak dla mnie nie dorosles ani z ta ani z zadna inna kobieta. Ta to wogole zostaw od razu i nie zawracaj jej glowy bo skoro patrzysz na nia juz teraz jak na wybrakowana to bedzie tylko gorzej. Z innymi jednak tez kiepsko rokujesz bo jestes facetem ktory uczucia wiaze z korzysciami i bezproblemowoscia. Ona ma duzo dawac od siebie, byc mloda, silna i zdrowa. Innymi slowy dobra klacz rozplodowa. Ma rodzic zdrowe, rumiane dzieci i sama nie chorowac. Wszystko pieknie ladnie ale nawet taka zdrowa i mloda moze urodzic Ci chore dziecko niestety albo sama zapasc na ciezka chorobe (wiele chorob autoimmunologicznych objawia sie wlasnie najczesciej miedzy 30 a 40 rokiem zycia). Nie trzeba byc jasnowidzem zeby widziec ze facet Twojego pokroju w takiej sytuacji gdy "wytypowana" zona urodzi mu dziecko z wadami albo sama zachoruje np na stwardnienie rozsiane spierdzieli w podskokach w imie zasady "milosc miloscia ale trzeba myslec zdroworozsadkowo" i conajwyzej te marne alimenty zostawi, albo i nie. Tak czy siak ta obecna dziewczyne zostaw. Ona naprawde zasluguje na kogos dla kogo bedzie spelnieniem marzen a nie wybrakowana promocja. 4 Odpowiedź przez Lady Loka 2020-04-20 07:47:01 Lady Loka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zawód: Ciasteczkowa Morderczyni Zarejestrowany: 2016-08-01 Posty: 17,031 Wiek: w sam raz. Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Sorry, ale gdybyś ją kochał, to nie rozważałbyś wymienienia jej na młodszy i lepszy model tylko dlatego, że potencjalnie mogą być jakieś problemy. Chcesz mieć żonę czy chcesz się kolegom pokazać, że jesteś taki jak oni?Wiesz, że kobiety bez żadnych "defektów" czasami latami mają problem z zajściem w ciążę? Wiesz, że kobieta może być zdrowa, a facet ma słabe nasienie i też nie będzie z tego ciąży?To jest loteria. Jedni mają ciążę po pierwszym miesiącu starań, inni po 5 latach, a inni takim podejściem to postaw na rozsądek i daj tej dziewczynie spokój, bo może znajdzie sobie kogoś, dla kogo nie będzie defektem. Przed napisaniem odpowiedzi skonsultuj się z lekarzem lub zawieszone. 5 Odpowiedź przez Rising_Sun 2020-04-20 08:16:17 Rising_Sun Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-09 Posty: 994 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoMarcin, a skąd pewność że Ty jesteś płodny? Badałeś się? 6 Odpowiedź przez 2020-04-20 08:41:14 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-08-10 Posty: 2,874 Wiek: 29 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Musisz wybrac to co jest dla Ciebie najwazniejsze. 'To go back, you must go through yourself, and that way no man can show another.' 7 Odpowiedź przez Salomonka 2020-04-20 08:55:16 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-20 08:56:08) Salomonka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-06-10 Posty: 3,926 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoA twoja dziewczyna wie, jakie dylematy tobą targają? Wie?, czy prowadzisz podwójną grę. Wobec niej udajesz uczciwego, zakochanego, robiącego z nią plany na przyszlość, a w tajemnicy przed nią zastanawiasz się, czy to odpowiednia kandydatka na żonę, bo ktoś ci powiedział, ze lepiej ją wymienić na inny model? 8 Odpowiedź przez Nathan 2020-04-20 10:28:12 Ostatnio edytowany przez Nathan (2020-04-20 10:32:16) Nathan Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-05 Posty: 415 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Za dużo się naczytałeś głupot w się nie za zalety, tylko pomimo się naprawdę kochacie to z jej problemami poradzicie sobie przecież inne możliwości - adopcja czy surogatka...Inna sprawa że Twoje rozważania o wymianie dziewczyny na inny model - bez defektu - nie świadczą o Tobie zbyt dobrze. 9 Odpowiedź przez paslawek 2020-04-20 11:19:51 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-20 11:20:39) paslawek Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-03-18 Posty: 13,318 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Nathan napisał/a:Za dużo się naczytałeś głupot w się nie za zalety, tylko pomimo się naprawdę kochacie to z jej problemami poradzicie sobie przecież inne możliwości - adopcja czy surogatka...Inna sprawa że Twoje rozważania o wymianie dziewczyny na inny model - bez defektu - nie świadczą o Tobie zbyt przeczytaniu postu Autora wydaje się że nie jest on jeszcze gotowy do bycia ojcem i z tą dziewczyną i nie z jego postawą na tym to nie jest punkt do odhaczenia z desperacją za wszelką cenę,pod jakąś presją, kosztem swojego cierpienia i cierpienia drugiego inne możliwości,metody zostania rodzicem i rodzicami .Marcinopi nie zaakceptowałeś wcale dziewczyny, być może tylko to deklarujesz i prawdopodobnie chcesz wierzyć, przekonać się że powinieneś,akceptacja to proces wymaga uwagi ,troski,spokoju w doświadczaniu mimo wahań i pomimo wątpliwościw rozwoju więzi potrzeba swobody,dobrowolności, bardzo trudne - najtrudniejsze bo to właśnie dojrzewanie samo szukasz już alibi i zgrabnych wymówek do odejścia takie mam wrażenie, jak nie jesteś w stanie się pogodzić,szukać innych sposobów i rozwiązań z obecną partnerką ,przerasta Cię to, a może Ciebie to przerastać ma prawo- nie udawaj bohatera, nie szukaj winy w niej po prostu odejdź, nie szukaj po za sobą usprawiedliwień dla tego że ona Ci nie odpowiada, widzisz jej braki i nie dajesz sobie z tym rady nie oszukuj siebie i dziewczyny. Zostając z nią oboje stale możecie cierpieć na raty przez lata a tak jedno cięcie - dziewczyna jak mądra poradzi sobie z rozstaniem. "Cichociemny na paralotni" 10 Odpowiedź przez kao_makao 2020-04-20 12:36:04 kao_makao Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-12-10 Posty: 748 Wiek: 1A Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Rising_Sun napisał/a:Marcin, a skąd pewność że Ty jesteś płodny? Badałeś się?No ale po co. Przecież to kobieta jest zawsze winna. 11 Odpowiedź przez XKasandraX 2020-04-20 13:12:25 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-04-20 13:14:32) XKasandraX Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zawód: Własna działalność Zarejestrowany: 2020-04-19 Posty: 52 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko A jakby było dziecko upośledzone to byś ją zostawił. tak robi prawie 100% facetów. Ale co do twoich tekstów nie powinieneś mieć nikogo. obraźliwa treść tu była reklama kanału na YouTube 12 Odpowiedź przez Nathan 2020-04-20 13:44:52 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-22 23:19:57) Nathan Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-05 Posty: 415 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko XKasandraX napisał/a:A jakby było dziecko upośledzone to byś ją zostawił. tak robi prawie 100% poproszę jakieś dane potwierdzające tezę. [edycja moderatorska] 13 Odpowiedź przez cataga 2020-04-20 13:45:53 cataga Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-05-27 Posty: 844 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckodaj jej spokoj, szkoda jej dla ciebie. A ta wymarzona klacz rozplòdowa moze się rozchorowac, mozecie miec chore dziecko, moze miec problem z donoszeniem, ty mozesz miec slabą jakość nasienia i nie moc jej zaplodnic, mozesz wpasc pod samochod i zostac sparalizowany, wpaśc pod auto.. Po co jej taki problemowy facet, ktory przeciez sie nie badał, a jak nie masz1 odpowiedniego nasienia, to przeciez powinna cię zostawic? Ba , nawet po kilkunastu latach moze ci sie coś stac, ja bym na jej miejscu nie ryzykowala miżliwości opiekowania się facetem, ktory po kilku latach moze miec impotencję, niesprawne nogi, zachorować na SM czy schizofrenię... Na jej miejscu nie ryzykowałabym absolutnie. Jestes typem, ktory ma zadatki, by w razie jakichkolwiek problemow z nieidealnym dzieckiem zawinąc d. w troki i zniknąć z zycia dziecka i matki... 14 Odpowiedź przez truskaweczka19 2020-04-20 23:13:40 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2020-04-20 23:16:18) truskaweczka19 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-02-21 Posty: 17,177 Wiek: 26 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Po miesiącu jej problemy hormonalne Ci nie przeszkadzały, a teraz Ci przeszkadzają? No albo bierzesz drugą osobę taką jest czy zdrową czy chorobą albo nie. To nie jest jej wina, więc jeżeli nie będziesz umiał się pogodzić z ewentualnym brakiem dzieci, to lepiej się z nią rozstań teraz. To czy ona może mieć dzieci czy nie to nie jest żaden wyznacznik wartości kobiety. Dlatego lepiej zerwij z nią wcześniej, żeby nie cierpiała, bo tak jak piszę to nie jej wina. Może sobie znaleźć faceta, który będzie ją kochał, a przy tym kwestia posiadania dzieci nie będzie najważniejsza. Wiele kobiet teraz ma problemy hormonalne. No a tak szczerze mówiąc to równie dobrze Ty możesz być niepłodny i o tym nie wiedzieć. No albo trafić na kobietę zdrową, która w ciażę i tak zajść nie może, bo to nie zawsze jest takie proste nawet jak partnerzy są zdrowi. To jest Twoja decyzja, ale na przyszłość wiedz czego chcesz, co akceptujesz, a co nie. Ja też chcę mieć dzieci, ale to nie jest mój sens życia. Też mam problemy hormonalne. Wiesz różnie się życie układa i nie ma co nad tym myśleć. Moim zdaniem bardziej szczęśliwa jest osoba, która nie myśli według schematów dom - dziecko, tylko osoba która jest bardziej elastyczna, po prostu patrzy na drugą osobę jak na człowieka a nie kobietę, która musi urodzić jego dziecko. W życiu i tak wszystkiego nie zaplanujesz choćbyś chciał. "Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła"Wisława Szymborska 15 Odpowiedź przez SzczęśćBożę 2020-04-20 23:24:31 Ostatnio edytowany przez SzczęśćBożę (2020-04-20 23:24:51) SzczęśćBożę Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-11-30 Posty: 226 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki DRAMAT. 16 Odpowiedź przez Salomonka 2020-04-20 23:35:30 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-04-20 23:36:43) Salomonka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-06-10 Posty: 3,926 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko SzczęśćBożę napisał/a:To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki prawda nie mam wielkiego doświadczenia z adoptowanymi dziećmi, bo tylko jedno nieswoje wychowywałam przez jakieś sześć lat do jego dorosłości, ale mam w rodzinie kobietę, która adoptowała z męzem dziecko czteroletnie, a dwa lata później urodziła własne. Dla niej twój post byłby potwarzą, bo wychowała po prostu dwóch chłopców - synów. Nie wiem, skąd ty bierzesz te informacje i cytujesz je jak prawdy objawione? Masz jakiekolwiek doświadczenie własne w tym temacie, czy tylko zmyslasz na podstawie tego, co przeczytasz w necie? Daruj sobie, bo krzywdzisz naprawdę wartosciowych ludzi którzy chcą i mogą adoptowac dzieci!! Jeśli ludzie naprawdę chcą być rodzicami, to jeśli po adopcji doczekaja sie własnego tylko ich dodatkowo uszczęsliwia. Resztę naprawde zostaw, bo nie wiesz o czym mówisz. 17 Odpowiedź przez SzczęśćBożę 2020-04-20 23:45:38 Ostatnio edytowany przez SzczęśćBożę (2020-04-20 23:46:21) SzczęśćBożę Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-11-30 Posty: 226 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Salomonka napisał/a:SzczęśćBożę napisał/a:To żeście na chłopaki weszli....Jaki to zły facet, że chce zdrowe dzieci...ulalal. Gość narazie nie ma żadnych zobowiązań, więc szuka najlepszej opcji w końcu to jego, życie...A co do tego "okrutnego " zachowania i tego, że powinien ją traktować i kochać bezwarunkowo, to polecam poczytać o tym jak to kobiety "bezpłodne" traktują adoptowane dzieci, kiedy to jakimś cudem uda im się potem zajść w ciążę ze swoim dzieckiem...jeden wielki prawda nie mam wielkiego doświadczenia z adoptowanymi dziećmi, bo tylko jedno nieswoje wychowywałam przez jakieś sześć lat do jego dorosłości, ale mam w rodzinie kobietę, która adoptowała z męzem dziecko czteroletnie, a dwa lata później urodziła własne. Dla niej twój post byłby potwarzą, bo wychowała po prostu dwóch chłopców - synów. Nie wiem, skąd ty bierzesz te informacje i cytujesz je jak prawdy objawione? Masz jakiekolwiek doświadczenie własne w tym temacie, czy tylko zmyslasz na podstawie tego, co przeczytasz w necie? Daruj sobie, bo krzywdzisz naprawdę wartosciowych ludzi którzy chcą i mogą adoptowac dzieci!! Jeśli ludzie naprawdę chcą być rodzicami, to jeśli po adopcji doczekaja sie własnego tylko ich dodatkowo uszczęsliwia. Resztę naprawde zostaw, bo nie wiesz o czym to z pewnością moja wina....Piszę tu o konkretnym przypadku, gdzie kobiety są "oficjalnie bezpłodne"!!!!! adoptują dzieci, po czym rodzą im sie jakimś cudem własne. Nie ja to wymyśliłem, tylko opieram sie na opinii osoby, któa zajmowała i zajmuje sie procesem takich sytuacjach mężowie najczęściej zachowują zimną krew, u pań często instykt bierze góre i to, że jednak dziecko własne to własne geny. Czesto adoptowane dzieci są zaniedbywane, spychane na drugi tor, a zdarzały sie również przypadki, gdzie panie nalegały na oddanie dziecka. 18 Odpowiedź przez Pikupik2019 2020-04-21 22:43:28 Pikupik2019 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-09-30 Posty: 404 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościPCOS nie wyklucza ciąży. Owszem powoduje trudności ale są kliniki wyspecjalizowane w tym problemie, istnieje także adopcja lub in vitro - wszystko zależy oczywiście od twoich poglądów bo nie każdy godzi się na tego typu co jest dla ciebie ważne należy oczywiście do ciebie ale chciałabym cię tylko przestrzec przed takim precyzyjnym określaniem kolejnych punktów w życiorysie, bo możesz się grubo zdziwić jakie życie potrafi być przewrotne. Planując tak dokładnie co, kiedy i jak możesz mieć trudności z godzeniem się z rzeczywistością a tu szybka droga do tym jesteście razem rok. To wcale nie tak długo... jeśli już teraz widzisz "defekty" to nie koniecznie musi być ta jedyna. W pierwszym roku to się raczej partnera widzi wręcz w zbyt różowych barwach... 19 Odpowiedź przez Kwiatuszek1900 2020-04-22 00:05:53 Kwiatuszek1900 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-19 Posty: 46 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoSzczerze jej współczuję. Serio daj jej spokój już teraz. A o miłości to Ty chyba nie masz pojęcia. 20 Odpowiedź przez ErJt 2020-04-22 06:46:50 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-04-22 23:14:35) ErJt Gość Netkobiet Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoBiedna dziewczyna. [treść obraźliwa] Zostaw ja dla kogos kto na nia zasłuży. 21 Odpowiedź przez Gitta 2020-04-22 09:14:53 Gitta Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-03-28 Posty: 214 Wiek: 32 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoPotem zakłada się tematy: „po urodzeniu dziecka mąż/żona przestaje mnie zauważać”. 22 Odpowiedź przez bagienni_k 2020-04-22 10:47:36 bagienni_k Net-facet Nieaktywny Zawód: wolny Zarejestrowany: 2019-07-11 Posty: 16,467 Wiek: 35 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Dziewczyna znalazła się w ciężkiej sytuacji, bo raczej nie trafiła na partnera, który może się okazać wartościowym facetem i dobrym ojcem. Autor oczekuje, że ma być wręcz zaprogramowana na rodzenie dzieci w tym konkretnym wieku, wywiera na nią ciężką presję, przez co dziewczyna czuje się osaczona i jednak na wątek, gdzie kobieta zacznie narzekać, że facet nie chce mieć dzieci, przynajmniej do pewnego czasu...Oj posypią się na niego gromy..:) "Będziesz stale cierpiał, jeśli będziesz reagował emocjonalnie na wszystko(...), prawdziwa siła zawiera się w obserwowaniu wszystkiego z boku, ze spokojem i logiką" - Bruce Lee" Wybierz optymizm - poczujesz się lepiej!" - Dalajlama"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu!" - Konfucjusz 23 Odpowiedź przez paslawek 2020-04-22 11:37:31 paslawek Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-03-18 Posty: 13,318 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko bagienni_k napisał/a:Dziewczyna znalazła się w ciężkiej sytuacji, bo raczej nie trafiła na partnera, który może się okazać wartościowym facetem i dobrym ojcem. Autor oczekuje, że ma być wręcz zaprogramowana na rodzenie dzieci w tym konkretnym wieku, wywiera na nią ciężką presję, przez co dziewczyna czuje się osaczona i jednak na wątek, gdzie kobieta zacznie narzekać, że facet nie chce mieć dzieci, przynajmniej do pewnego czasu...Oj posypią się na niego gromy..:)Przecież są takie wątki na forum "obupłciowe" że tak że tutaj oboje chcą mieć dzieci tak z grubsza i w przyszłości, a jedno nie wiadomo czy może je mieć, a na pewno może mieć z tym problem jeżeli chodzi o zajście w w tym wątku nie polega na chcieć - nie chcieć ,tylko bardziej na móc- nie móc potencjalnie i jak z tym dać radę, czekać czy rozstać się,czy może odpuścić. "Cichociemny na paralotni" 24 Odpowiedź przez JaJakoJa 2020-04-22 21:59:21 JaJakoJa Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2019-07-26 Posty: 532 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Autorze, odpuść sobie czytanie tych pełnych jadu postów. Faktem jest, że nie ma ważniejszej rzeczy w związku niż dzieci, nawet dopasowanie seksualne schodzi w tym przypadku na drugi plan. Musisz wiec sobie przemyśleć, co jest dla Ciebie ważniejsze: związek z tą konkretną kobietą czy rodzina z dziećmi. I, jeśli potrafisz, wczuć się w samego siebie za lat pięć, dziesięć. "Tolerancja represywna to uzasadnienie dominacji niewielkiej, świadomej swoich celów i dobrze zorganizowanej mniejszości nad rozbitym, upokorzonym, nie potrafiącym bronić własnego systemu wartości społeczeństwem".Ideolog Nowej Lewicy, niemiecki komunista Herbert Marcuse. 25 Odpowiedź przez Olinka 2020-04-22 23:42:18 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko Jeśli już teraz masz wątpliwości, to wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby one z czasem stały się mniejsze. Co prawda to niewiedza może wywoływać największy niepokój, ale moim zdaniem Ty po prostu nie jesteś gotowy na zmierzenie się z tą sytuacją, bo co jeśli jednak okaże się, że pojawią się problemy z zajściem w ciążę albo ciąża będzie zagrożona? Notabene takie komplikacje zawsze należy brać pod uwagę, bo pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie masz prawo do dokonywania własnych wyborów i ustalania własnych priorytetów, ale w tym przypadku przynajmniej nie nadużywałabym słowa miłość. Choroba nie jest wyborem, a Ty chcesz dziewczynę ukarać za coś, na co nie ma żadnego wpływu. Rozumiem, gdyby o siebie nie dbała, nie zwracała uwagi na stan swojego zdrowia - wtedy sama miałabym obawy przez związaniem życia z taką osobą, ale tak przecież nie jest, co wyraźnie zaznaczyłeś. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 26 Odpowiedź przez promemoria 2020-04-23 20:54:16 promemoria Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zawód: tralalala Zarejestrowany: 2010-09-09 Posty: 180 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoWydaje mi się, że nie kochasz tej kobiety. Na pewno nie tak, jakby na to zasługiwała. Kochasz tylko swoje wyobrażenie przyszłości, tylko idealny obraz siebie jako ojca... Kobieta nie jest maszyną do rodzenia dzieci... Zastanów się jak widzisz swoją przyszłość. Czy wyobrażasz sobie siebie np za 5 lat bez Niej u boku? Czy potrafisz kochać Ją i być z Nią za cenę bezdzietności? 27 Odpowiedź przez ulle 2020-04-23 21:13:47 ulle Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-11-21 Posty: 2,637 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoAutorze, jeśli pragniesz mieć dzieci w przyszłości i żeby ich pojawienie się odbyło się w miarę spokojnie, czyli jak u zdecydowanej większości kobiet, to powinieneś zakończyć związek ze swoją dziewczyną. Odpowiadam Ci rzeczowo bez oceniania ciebie. Przyszedłeś tu po radę. Na męskim forum radzono ci, żebys zostawił te dziewczynę, bo tak będzie praktyczniej. Ja też tak ci chce cie oceniać, nie chce wyrażać swojej opinii na Twój temat ani wchodzić w analizę twojego zaangażowania uczuciowego w ten związek. Pytasz o coś konkretnie, ja konkretnie i na temat odpowiadam. 28 Odpowiedź przez Madziula26 2020-04-24 11:16:01 Madziula26 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-04-07 Posty: 11 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoO dawna wiesz o jej problemie zdrowotnym? rozumiem Twoje obawy. Mam przyjaciółki z tą chorobą. Jedna ma nawet dodatkowo endometriozę. Sama przez tarczycę leczę się u endokrynologa, który pomaga też przy kłopotach z płodnością. Grunt to w takich sytuacjach znaleźć dobrego lekarza, mieć odpowiednie leczenie i prowadzić zdrowy tryb życia. Moje koleżanki leczą się i dzięki temu mają coraz lepsze wyniki, mniejsze objawy. Dodatkowo pcos to nie wyrok. Rozmawiałam na poczekalni do endokrynologa z dziewczyną, która długo bezskutecznie starała się o dziecko, badania wykazały, że to pcos. Wdrożyła leczenie i po 3 miesiącach była już w ciąży, teraz ma już 2 letnie dziecko i jest w ciąży z drugim więc to na serio nie wyrok. Za to moja koleżanka nie ma żadnych problemów zdrowotnych, 2 lata temu wyszła za mąż. Po 2 latach starań przebadali się. Okazało się, że to jej mąż jest bezpłodny, o czym wcześniej nie wiedział. I co teraz? A no nic. Nie zostawi go przez to, bo go kocha. Rozważają adopcję. Druga koleżanka z pcos właśnie za kilka miesięcy ma ślub, je partnerowi choroba nie przeszkadza. Dlatego zastanów się, czy serio ją kochasz. Co by było, gdyby na skutek wypadku któreś z Was wylądowało na wózku, stało się bezpłodne? Albo gdyby urodziło się chore dziecko? Życie nie zawsze jest kolorowe i trzeba być gotowym na różne ewentualności. 29 Odpowiedź przez rossanka 2020-04-24 17:46:30 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-04-24 17:49:59) rossanka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-07-29 Posty: 13,723 Wiek: 59 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dziecko marcinopi napisał/a:Jak w temacie, ja 30 lat, ona 27. Razem rok. Slub najwcześniej za 2 lata; wtedy ona będzie miała już 29. Moja dziewczyna jest kulturalna, oczytana, bardzo mądra i z klasa. Ma tylko jeden defekt: problemy hormonalne i ginekologiczne. Pcos(nie wiem czy dobrze pisze) i oporność na insulinę. Dba o siebie, jest na diecie, ćwiczy, wiem tez, ze kilka lat temu dużo schudła i teraz jest szczupła do tej pory. Ale w momencie slubu będzie miała 29 lat, załóżmy, ze zaczniemy się wtedy starac o dziecko. W internecie wyczytałem, ze z jej schorzeniami najlepiej zajść przed 25 rz, bo potem szanse maleją, a po 30 szans w ogóle nie ma. Chciałbym kobiety, z która będę miał dziecko bez kilkuletnich starań, zdrowej. Kocham ja, ona naprawdę dużo dla mnie robi, nasz związek jesr zdrowy, ale nie wiem czy nie postawić na rozsądek. Żony kolegów zachodzą w ciąże max po kilku miesiącach, ich małe szczęścia są zdrowe, nie maja zagrożenia np za wczesnym porodem jak byłoby to u nas. Nie wiem już co robić, naprawdę... nie możemy pozwolić sobie na dziecko teraz. Na męskim forum wprost doradzono mi by szukac wśród 22-23 latek bez „defektu”. Ale w grę wchodzą tez uczucia, kocham ja, ale co z rozsądkiem? Bierze mnóstwo leków, czasem mnie to przeraza ze kobieta przed 30 ma już takie problemy. Poza tym jest cudowna kobieta... o schorzeniach powiedziała mi po miesiącu znajomosci i to zaakceptowałem ale jakiś czas temu poczytałem o tym w necie i mam wątpliwościTo zależy, jak Ci zależy na Twojej narzeczonej i możesz się pogodzić z tym, że nigdy nie zostaniesz ojcem, to zostań z nią. Jak bardzo chcesz zostać ojcem szukaj zdrowej. Młodszej. Ale niekoniecznie, bo czasem i 22 latka ma już kłopoty z płodności, albo choroby, których wynikiem nie będzie miała dzieci nigdy ani za rok ani za 10. Także szukaj zdrowej, wtedy pewność na dziecko będzie bliska 100%. Ale pewności nigdy nie ma. Acha i sam też się przebadaj. 30 Odpowiedź przez ulle 2020-04-24 20:50:48 ulle Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2018-11-21 Posty: 2,637 Odp: Kocham ja, ale nie wiem, czy da mi dzieckoTak sobie jeszcze pomyślałam o problemie autora i doszłam do wniosku, że tak naprawdę ma chłopak rację szukając za i przeciw jego związkowi. My też wszyscy robimy takie analizy czy to na wejściu, czy na wyjściu ze związku. Największym priorytetem autora jest fakt posiadania dziecka kiedyś w przyszłości. Chciałby też na pewno mieć kobiete, która po prostu zajdzie i wszystko będzie przebiegało normalnie. Zdrowe dziecko jest dla rodzica największym skarbem. Javutorowi wcale się dziwię, że ma takie obawy. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej